Następny
rozdział! Od teraz nie wiemy, kiedy będą się pojawiały rozdziały. Zaczęły się
wakacje! Możliwe będzie, że w ciągu tygodnia pojawią się 5, ale może być tak,
że wyjedziemy na dwa tygodnie i nie będzie żadnego.
Dedykuję
ten rozdział tym, którym brakowało kłótni i sprzeczek naszych bohaterów. Im
pewnie najbardziej spodoba się ten rozdział.
Ala
....:::***:::....
[Oczami
narratora]
-
Lily! - Nic.
-
Evans! - Nic.
-
Lily Bella Evans! - Nic.
-
Ruda! - Nic.
-
Rudzielec! - Nic.
-
Pani Potter! - Lily wyskoczyła spod kołdry.
-
Nie jestem żadną panią Potter! - Dorcas nie zareagowała tylko zaniosła się
śmiechem. Ruda to wykorzystała i pobiegła do łazienki.
-
Ej! To nie fair! Zanim się obudziłaś ja zaklepałam łazienkę!
-
Kto pierwszy ten lepszy.
Po
około 10 minutach brunetka straciła cierpliwość.
-
Lilka! Ile można się ogarniać? - I zaklęciem otworzyła drzwi i zaniosła się
śmiechem. Dziewczyna spała na stojąco przed lustrem z błyszczykiem w ręce,
którym przed zaśnięciem chciała się pomalować. Wyszło z tego, że Ruda miała
całą dolną szczękę umazaną kosmetykiem. Śmiech przyjaciółki obudził Lily.
-
Co się stało? - Spytała zdezorientowana. Po patrzyła w lustro i krzyknęła.
Zaczęła zmywać z siebie błyszczyk w ekspresowym tempie i po 5 minutach była
gotowa. Wyszły wszystkie na śniadanie do PW.
W
wejściu pojawili się Huncwocwoci.
-
Gdzie ona jest? - Zaczął rozglądać się James. Zobaczył ją. - Ruda!
-
Ignoruj go. - Powiedziała do Lily Ann. - Po wczorajszym treningu nie zasługuje
na to by przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu. - Rogacz podszedł do
przyjaciółek.
-
Lily? - Ruda jak by nigdy nic jadła śniadanie. Ignorowała go, a nawet ukradkowe
spojrzenia innych uczniów szykujących się na kolejną aferę, której nie było od
dawna. - No przepraszam za ten trening. - Nadal nic. - Ej, no weś. Nie musisz
mnie ignorować. - I tak nic. - Pfff, co ciebie ugryzło?
-
Co mnie ugryzło? - Spytała ze złością w głosie wyprowadzona z równowagi. -
Wiesz, to nie ja znęcam się nad drużyną, nie ja znęcam się nad Severusem, nie
ja pomiatam słabszymi tylko dlatego, że jestem dobra w zaklęciach i to nie ja
czochram sobie włosy by wyglądało jak bym dopiero co zszedł z miotły!
-
Czyli wracamy do punktu wyjścia. - Mrukną.
-
Co?
-
Nic.
-
Nie "nic". Bo przecież każde słowo tego wspaniałego Jamesa Pottera
jest na wagę złota. - Powiedziała z ironią.
-
Ej, ale ja nie jestem przemądrzałym Rudzielcem, który zawsze musi być we
wszystkim najlepszy! - Odpowiedział także już zdenerwowany. Dyskusji
przyglądała się już spora grupka uczniów.
-
Słucham? Co ty powiedziałeś?
-
To co usłyszałaś! Wieczna profekcjonalistka - zaczął się rozkręcać - musisz być
najmądrzejsza, najzdolniejsza. Cały czas mnie ranisz, nie dajesz mi szansy.
Teraz za dawnym Potterem zatęsknisz. Będę taki jak zawsze, a dla Ślizgonów
jeszcze gorszy. - Teraz zwrócił się do wszystkich uczniów mimo, że i tak
wszyscy się na nas gapili. - Dawny James Potter powraca, a z nim reszta
Huncwotów! Następnego kawału możecie się spodziewać nie długo. - I bez
słowa, z tym swoim kpiącym uśmieszkiem, wyszedł z Wielkiej Sali, a za nim parę
dziewczyn z jego fanclubu, które myślały, że skończył z fazą "Evans mnie
opętała" i teraz będzie tak jak zwykle, czyli: one za nim łażą, a on
umawia się z każdą po kolei na dwa dni przy czym raz dziennie spyta się Lily o
randkę, a ona da mu kosza. W drzwiach jeszcze się odwrócił i powiedział - Ale
tak jak by co to moja oferta co do randki nadal jest aktualna. - I
wyszedł.
Lily
usiadła na swoim miejscu i jak by nigdy nic zaczęła jeść śniadanie. Udawała, że
nie widzi tych wszystkich spojrzeń uczniów. Udawała, że nic ją to nie ruszyło.
Tak, udawała, ponieważ bardzo nie chciała znowu znosić dawnego Pottera, tego,
którego tak nienawidziła.
***
[Oczami
narratora]
Na
pierwszej lekcji były zaklęcia. Sala wyglądała jak zwykle. Ławki były
poustawiane po dwie osoby. Na ścianach wisiały plakaty co do poszczególnych
zaklęć. Zaczarowane były tak, że każdy mógł się z nich podczas przerwy, czasu
wolnego itp. uczyć, ale podczas odpytywania znajdowały się na nich błędne
informacje. Dowiedziało się o tym paru uczniów podczas sprawdzianu. Przed
wszystkimi ławkami było biurko nauczyciela, a obok stołek by wszyscy mogli
zobaczyć dosyć niskiego Flitwicka.
Ćwiczyli
zaklęcie Tergeo. Gdy profesor spytał o dane o uroku, a Lily odpowiedziała
poprawnie Potter nie powstrzymywał się z kumplami (Remus trochę mniej) o
złośliwych komentarzach. W mniej więcej środku lekcji, podczas ćwiczeń James
przysłał jej liścik:
To kiedy nasza randka Evans, na którą się
zgodziłaś?
James
xxx
Prychnęła,
zgniotła papierek i odrzuciła do James. Popełniła jeden błąd: nie zrobiła tego
dyskretnie i nauczyciel to zauważył. Różdżką przywołał papierek i przypadkiem
odczytał go na głos. Lily założyłaby się, że Potter rzucił urok na nauczyciela
by przeczytał to na głos. Znów ją przechytrzył. Musiała wstać i się tłumaczyć,
że na prawdę nie umówiła się z Potterem na randkę. Nauczyciel powiedział:
-
Dobrze znacie zasady, a jedną z nich jest zakaz wysyłania liścików. Pan Potter
ją złamał, ale ty odrzuciłaś liścik więc oboje dostajecie szlaban. Zgłosicie
się o 21 u Hagrida. O ile wiem Pan Potter i jego przyjaciele... O ile się nie
mylę nazywacie się Huncwotami. No więc Pan Potter i... Huncwoci - ostatnie
słowo wymówił jak by się go bał - mają już szlaban, więc ty tylko do nich
dołączysz.
"Nie no po prostu
super" pomyślała "Tylko ja dostaję karę, ponieważ ON ją już ma. To
nie sprawiedliwe!". W oczach Lily można było zobaczyć małe ogniki. Rzuciła
mu mordercze spojrzenie i powróciła do pracy.
***
[Oczami
narratora]
Punktualnie zjawiła się w
chatce Hagrida. Półolbrzym spojrzał na zegarek.
- Powinni się pojawić za jakiś
czas. Może napijesz się herbatki?
- Nie dziękuję. Co miałeś na
myśli, że za jakiś czas będą? Powinni być tutaj teraz! Jest już 10 po!
- Lily, wszyscy nauczyciele nauczyli
się, że oni się spóźniają. Darujemy im to gdy jest w granicach mądrości.
- Ale...
- O przyszli! - Roześmiani
Huncwoci całkowicie na luzie przywitali się z przyjacielem. Zachowywali się tak
jak zwykle. Nie przejmowali się szlabanem, w przeciwieństwie do Lily, która
takich w życiu miała niewiele. - Będziecie szukali krwi centaura. Dwóch podczas
walki straciło przytomność i pozostaną w tym stanie do mniej więcej jutra.
Podzielcie się na dwie grupy i każda napełni swoją fiolkę ich krwią. Gdyby
stało się wam coś niebezpiecznego wypuście czerwone iskry. - Podał grupie dwie
fiolki. Podzielił ich na dwie grupy: James i Lily oraz Syriusz, Remus i Peter.
- Możecie już ruszać.
***
[Oczami Syriusza]
Ruszyliśmy. Remus nas zaczął
prowadzić. Ja natomiast zastanawiałem się co zrobić z Dorcas na następnej
randce. Może by tak w tą samą kawiarenkę? Nie, ja nie mogę się powtarzać.
Niestety moje oryginalne miejsca się wyczerpały, musiałbym ją zabrać gdzieś gdzie
już zabrałem jakąś dziewczynę. Istnieje jeszcze jedno takie miejsce, ale… Nie,
nie mogę tam, bo Huncwoci by się obrazili. To było NASZE miejsce i nikogo
innego. Mógłbym ją zabrać do takiej jednej zapomnianej sali. Udekorować ją i
zrobić taki piknik. A może piknik na błoniach o północy i rzucić zaklęcie, że
nikt bas nie widzi i nie słyszy? Tak, to zdecydowanie to. Ustaliłem wszystkie
szczegóły, typu: kolor koca, jedzenie napoje i te bardziej dokładne, jak jakiej
firmy ma być to jedzenie. Gdy wszystko w mojej głowie było gotowe chciałem
spytać Remusa jak daleko jeszcze, ale zobaczyłem, że Lunatyk trzyma wypełnioną
fiolkę w ręce i zbliżamy się do chatki Hagrida. No tak, tak zwykle
wyglądają szlabany kiedy jestem zamyślony.
***
[Oczami Jamesa]
Szliśmy razem przez Zakazany
Las. Zawsze mnie fascynował. Wszystko wydawało się takie magiczne i tajemnicze.
W tym miejscy drzewa były ze sobą strasznie ściśnięte i udawało się nam
przechodzić tylko dzięki wąskiej dróżce. Ona nie podzielała mojego
zafascynowania i drżała ze strachu i zimna. Chętnie bym ją objął, ale nie
mogłem. Lily mimo to tak pięknie wyglądała w świetle księżyca, który na
szczęście nie był w pełni. A teraz przez ten głupi trening nie byliśmy
przyjaciółmi! Oczywiście nadal ją kochałem mimo iż czasem denerwowała mnie tak,
że traciłem kontrolę. Jak dziś rano. Nie rozmawialiśmy. Szliśmy tylko za
śladem: pojedynczymi kropkami srebrnej krwi. Nagle Lily potknęła się o
wystający konar i przewróciła się. Zrobiła to tak niespodziewanie, że nie
zareagowałem.
- Nie pomożesz mi wstać? -
Spytała z goryczą w głosie.
- Eeee, tak jasne. - I podałem
jej rękę. Ona prychnęła i nie wiadomo dlaczego ją odtrąciła i podniosła się o
własnych siłach. Te kobiety: mówią, że nie pomagasz, a kiedy chcesz to nie
przyjmują pomocnej ręki. Nigdy ich nie zrozumiem. Przez całą drogę zbierałem
się by do niej zagadać lub po prostu porozmawiać, ale nie miałem odwagi.
Chwila! Ja, James Potter, nie mam odwagi? Niemożliwe! Już miałem coś
powiedzieć, ale doszliśmy do chatki Hagrida, a ona bez słowa ruszyła do swojego
Dormitorium. Zmarnowałem szansę do poprawy naszych stosunków. Możliwe, że
jedyną. Zmarnowałem ją i teraz nadal będę musiał udawać, że nic do niej nie
czuje i to "Evans, umówisz się ze mną?" to tylko puste słowa.