18.10.2013

Chwilowe zawieszenie bloga

Robimy chwilowe zawieszenie bloga. Doskwiera nam tzw brak weny i czasu. Oczywiście wspomnę jeszcze o teście szóstoklasisty, który w tym roku będziemy miały. Pewnie i tak zauważyliście, że dawno nic się nie pojawiło :( Zawieszenie jest chwilowe i mamy nadzieję, że szybko się skończy.
Autorki
22.09.2013

Rozdział 21.

Grrr... Jestem całkowicie nie zadowolona z tego rozdziału. Napisałam go, ponieważ obiecałam już paru osobom i nie chciałam ich zawieść. Teraz cierpię na całkowity brak weny jeśli chodzi o tego bloga. Notka jest okropnie krótka i beznadziejna. Na szczęście następne dwa rozdziały napisze już Maja i będą związane z przedstawieniem.
Weny na tego bloga pewnie nie mam, bo wszystko wykorzystuję na mojego nowego bloga o herosach. Tak, zaczęłam nowego bloga związanego z tematyką PJ (nie o osobach wymyślonych przez Riordana, tylko przeze mnie!!!). Właściwie nie "zaczęłam" tylko "zaczęłyśmy, ponieważ jest pisany przeze mnie, Lenę i wspaniałą pisarkę Marię (prowadzi także ona tego bloga). A więc zapraszam: http://heroes-new-adventure.blogspot.com/
Ala

______________________________

- Pfff... Lily, mówiłam, że jak pośpisz sobie "jeszcze 5 minut" to teraz będziemy stać w tej gigantycznej kolejce! - Powiedziała do mnie oskarżycielsko Dorcas. Stałyśmy z Ann od pół godziny w kolejce do Flicha. Nasza przyjaciółka była podekscytowana, ponieważ Dumbledore ku uporowi innym nauczycieli zrobił nam dzień wolny na kupowanie stroi na Bal Bożonarodzeniowy.
Wyjrzałam głową przed kolejkę i zobaczyłam jeszcze chociaż godzinę stania. Na szczęści ujrzałam także Huncwotów na początku kolejki. Powiedziałam to Dori i Ann, ale blondynka była przeciwko wpychania się, a brunetka powiedziała, że "nie będzie o nic prosić tego dupka". Poszłam na kompromis, jeśli tak to można nazwać, i sama tam podeszłam. Chłopcy nie mieli nic przeciwko, więc weszłam. 15 sekund później moje przyjaciółki przyszły z błaganiem i przeprosinami. Uśmiechnęłam się i mimo oburzeni osób za mną wpuściłam je przed siebie. Nie minęła 5 minut, a stałyśmy na głównej ulicy w Hogsmeade. Co do wybrania sklepu to nie miałyśmy żadnych problemów. Po prostu weszłyśmy do sklepu gdzie ostatnio ja  kupiłam swój strój na haloween. Pomieszczenie było ogromne, więc największym problemem okazało się wybranie tej jednej kreacji. Każda z nas weszła do przymierzalni z przynajmniej pięcioma kreacjami. Huncwoci, których o to poprosiłyśmy (w sensie ja chciałam tylko Remusa, Syriusza i Petera, Dorcas chciała wszystkich oprócz Łapy, a Ann było obojętnie, więc byli wszyscy) by wybrali suknie, w których będziemy wyglądać idealnie. Chciałyśmy żeby nasi partnerzy opadli z wrażenia, a to oni mają umysł chłopaka, więc oni będą wiedzieć najlepiej. Gdy zobaczyli z iloma sukienkami idziemy do przymierzalni natychmiast zaprotestowali i wybrali po dwie kreacje dla każdej.
Weszłam do przymierzalni i przymierzyłam pierwszą sukienkę. Była cudowna. Nie miała ramiączek, miała pasek pod biustem, który go uwydatniał i leciutko rozkloszowany dół, który sięgał trochę poniżej kolan. Wszystko było w turkusowym kolorze. Druga natomiast była w beżowym kolorze i sięgała do ziemi. W pasie miała gruby czarny pasek z kwiatem po lewej stronie. Przy szyi miał coś na kształt naszyjnika <klik>. Założyłam najpierw niebieską, ale nasze "jury" powiedziały, że jest za mało elegancka. Wzięłam drugą i powiedzieli, że wyglądam cudownie i, że zwalę w niej Willa z nóg. Dorcas wybrała długą różową suknię z falbanami na dole <klik>, a Ann także do ziemi, błękitną prostą suknię z srebrnym paskiem pod biustem <klik>. Wyszłyśmy ze sklepu z pustymi portfelami, ale uśmiechami na ustach.
Ruszyliśmy razem do Trzech Mioteł i tam przy kuflach piwa, które musieli już nam postawić chłopcy. Następnie wróciliśmy do swojej wierzy. Po drodze zobaczyłam Willa wychodzącego z biblioteki, więc powiedziałam przyjaciołom, że ich dogonię. Przeprosił, że ni mógł być ze mną w Hogsmeade, ale ma mieć jutro jakiś ważny sprawdzian z wróżbiarstwa. Wybaczyłam mu, bo przecież nie musi być ze mną 24 godziny na dobę, ale on się uparł i zabrał mnie do Pokoju Życzeń na romantyczną kolację...
2.09.2013

Rozdział 20.


Sama sobie nie wierze, że tak szybko się wyrobiłam z tą notką. Mam nadzieję, że często tak będzie. Nadrobimy może trochę zaległości z sierpnia.
Mam nadzieje, że się spodoba.
Dziękuje bardzo za komentarze!!
Ala

__________________________________


[Oczami Lily]
Dziś obudził mnie krzyk. Nie był to krzyk Dorcas lub Ann, ewentualnie któregoś Huncwota typu "Wake up! Za chwile zaczynają się lekcje!!". Wolałabym żeby to był taki rodzaj krzyku. Każdy by wolał. Otóż obudziła nas nasza kochana opiekunka McGonagall. Chciała wywiesić na tablicy ogłoszeń informacje dotyczące przedstawienie, a co zobaczyła? Zamiast szykujących się do lekcji Gryfonów bałagan po wczorajszej imprezie. Odjęłam Gryffindorowi 50 punktów i wygoniła wszystkich śpiących uczniów z PW i kazała im się przygotowywać. Odjęła jeszcze po 5 punktów za każdego skacowanego Gryfona. Trochę nam tych punktów ubyło... Na szczęście obudziłam się, jako jedna z pierwszych i szybko uciekłam do mojego Dormitorium, by nauczycielka nie zauważyła mnie. Jak by zareagowała na Prefekta uczestniczącego w zakazanej imprezie? Nie mam zielonego pojęcia i nie potrzebuje tej wiedzy.
Na szczęście wszyscy byli na nogach całkiem wcześnie, ponieważ poleciałyby następne punkty za spóźnienie się na lekcje. Pierwszą mieliśmy transmutacje z Krukonami i drugie wróżbiarstwo także z Ravenclawem. Zamiast zajęć mają być próby do spektaklu  z McGonagall i profesorem Flitwickiem, który miał jej pomagać. 
Ogarnęłam się szybko razem z krótkim prysznicem. Bolał mnie trochę kręgosłup. Fotel to nie najwygodniejsze posłanie, zwłaszcza, kiedy w środku nocy się z niego spada. Gdy wyszłam z łazienki Dorcas nie było, a Ann gotowa czytała jeszcze raz notatki z lekcji. Spytałam ją gdzie podziewa się brunetka, a ona na to, że poszła do łazienki chłopaków, bo ja zajęłam naszą. Trochę pogadałyśmy i gdy doszła do nas Dorcas ruszyłyśmy w stronę WS. Zjadłyśmy szybkie śniadanie, a właściwie wzięłyśmy w ręce po toście, bo miałyśmy mało czasu do lekcji. Pod salą do transmutacji dokończyłyśmy posiłek. Jeśli tak nazwać można jednego tosta. Ja jeszcze znalazłam w torbie butelkę wody (skąd ona się tam wzięła???) i zrobiłam parę dużych łyków. Resztę dopiły moje przyjaciółki.

McGonagall podeszła do drzwi klasy i otworzyła je wpuszczając wszystkich do środka. Gdy chcieliśmy zająć swoje miejsca nauczycielka szybko powiedziała:
- Nie siadajcie! I tak za chwile wszystkie ławki przeniesiemy na koniec. – Co zrobiła - Na początku tylko ustalmy. Wszyscy aktorzy teraz idą za mnie, a reszta zostaje. – Wykonaliśmy polecenie. Przed profesorką została tylko Ann, Remus, paru Krukonów i Gryfonów. W sumie było tych osób z piętnaście. – Dobrze. Wy będziecie pomagać w dekoracjach i tym podobnych oraz będziecie robić czasami sztuczny tłum. Zaczynajmy! – Machnęła różdżką i pojawiła się pośrodku sali scena. Za nią zapewne były kulisy, a przed nią krzesła dla widowni. – W kulisach znajdziecie stroje, które uszyła Madame Malkine, więc nie zniszczcie ich. Każdy bez problemu powinien znaleźć swoje przebranie, ponieważ na foli okrywające je jest napisane, dla kogo jest ido, jakich scen. Teraz wszyscy bez wyjątku wezmą scenariusze, które znajdują się na stoliku przy ścianie. Osoby biorące udział w pierwszej scenie idą na scenę, a reszta na widownie. Ponieważ to jest pierwsza próba to będziecie czytać swoje kwestie, ale już musicie się zacząć ich uczyć. Nie przebieramy się na razie! Zróbcie to, co powiedziałam i jak skończycie powiem, co dalej.
Wszyscy rzucili się nie wiadomo gdzie i zapanował chaos. Jedni ruszyli po scenariusz gdzie nie można było się przepchnąć, drudzy podnieceni weszli za kulisy zobaczyć przebrania, a jeszcze inni pogubieni krążyli po sali nie wiedząc, co mają zrobić. Westchnęłam z zrezygnowaniem i zaklęciem Accio przywołałam do siebie jeden ze scenariuszy. Parę osób popatrzyło na mnie z podziwem i zrobili to, co ja. Usiadłam na widowni w trzecim rzędzie i spojrzałam na scenariusz, który sama napisałam:

________________________________________

SCENARIUSZ 
Do przedstawienie pt. Kopciuszek dla 5 roku Gryfonów i Krukonów:

SCENA 1:
NARRATOR (Jack Prewett) :  Bardzo dawno, może przed wiekiem, przed dwoma wiekami czy trzema, w pewnym królestwie dalekim, – którego dzisiaj już nie ma i na mapie go znaleźć nie można – mieszkała wdowa zamożna. A taka była bogata, że sypiała na pięciu materacach, otulała się w kołdry puchowe i trzy poduszki wkładała pod głową.  Miała trzy krowy, trzy kozy… Ok., trochę to skrócę. No, więc miała jeszcze dwie ohydne (skrzywił się) córki, które nie wiadomo, dlaczego kochała czule i pasierbicę sierotę, której w domu, dawała najgorsze roboty, a właściwie to wszystkie, ale mniejsza. Dwie córki, te brzydkie, do woli wylegują się w łóżku a macocha sierotkę Kopciuszka pogania gorzej od skrzata domowego
    
(wbiegają Macocha, Siostry – popisują się, naśmiewają się z  Kopciuszka itp.)          
MACOCHA (Ruth Vialabi): (Kopciuszek stoi i słucha) A ty co tak stoisz? Do roboty! Myj naczynia, wyczyść buty, napal w kominku i posprzątaj w pokojach. SZYBKO! Chyba nie myślisz, że zrobię  to za ciebie, co? Take osoby jak ja nie zajmują się takimi okropnymi rzeczami. To robota w sam raz dla ciebie
(Wychodzi wysoko podniesioną głową, nie oglądają się)

(Kopciuszek także wychodzi, zmienia się sceneria; światła gasną i widać tylko oświetlonego narratora)

SCENA 2:

NARRATOR (Jack Prewett) : W tym czasie, królestwo znajdowało się pod władzą STAREGO króla i jego PRZEPIĘKNEJ małżonki [rozmarzony zachwyca się jej urodą]. Pewnego dnia władca na długim i burzliwym spotkaniu z ministrami zdecydował, że nadeszła właściwa chwila, żeby jego syn ożenił się i przejął tron. Ministrowie przygotowali długą listę wszystkich panien w królestwie. Bal miał się odbyć na początku miesiąca.
                
SCENA 3:
[ponownie akcja dzieje się w domu macochy)
[słychać granie trąbek]

MACOCHA (Ruth Vialabi): Czy słyszycie? Córeczki? Trąby grają gdzieś niedaleczko – to Król i Królowa! No dość smutnych minek, dość narzekań! Lecimy na rynek  - a ty Kopciuszku, do kuchni!!
[szybko wybiegają na rynek (czyli wychodzą, magią zmieniamy scenerie i wchodzą na rynek)


(trąbki) (wchodzą Król, Królowa i trębacz)
KRÓL (Ernest Kane): Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan!  Ja, Król jegomość, wielce wzruszony, ogłasza na wszystkie strony, że jak każe pradawny  zwycza…
KRÓLOWA (Dorcas Meadowes):  Och, nie można szybciej? Musze jeszcze kupić sukienkę na bal! Chcemy tylko powiedzieć, że mój przystojny syn  szuka żony!  Odbędzie się bal, na którym królewicz ma sobie znaleźć żonę. Będzie to dzisiaj o godzinie 19. Wszystkie panny mogą się czuć zaproszone. To tyle.

SIOSTRA 1 (Elizabeth Ruthound) :  Mamo, ja chcę być na balu!

SIOSTRA 2 (Victorie Ruthound):  Chcę pójść w złotym szalu!

SIUSTRA 1 (Elizabeth Ruthound):  Kup nam nowe sukienki!

SIOSTRA 2 (Victorie Ruthound):  I umów do fryzjera!

MACOCHA (Ruth Vialabi):  Ech! Me córeczki drogie, wszystko w mieście wykupię, by wam dodać urody!

SCENA 4:
(wszyscy wychodzą za Królem, Królową i trębaczem, - Macocha z córkami  idą do domu)

MACOCHA (Ruth Vialabi): Kopciuszku do roboty! (M., S1., S2., idą do salonu)

SIOSTRA 1 (Elizabeth Ruthound):  Podkręć mi włosy!

MACOCHA (Ruth Vialabi):  Kopciuszku, patrz brudasie, jest plama na dywanie!

SIOSTRA 2 (Victorie Ruthound):  Przynieś mi moje szpilki!

SIOSTRA 1 (Elizabeth Ruthound):  Daj mi moją nową sukienkę! (córki wychodzą przebrać się)

KOPCIUSZEK (Maggie Noxc): Już niosę, daję, lecę! 

MACOCHA (Ruth Vialabi):  Kopciuszku zapal świece! Idź powiedz woźnicy (Syriusz Black), niech już konie zaprzęga pojedziemy karetą. No spiesz się! A szyby przetrzyj szmatką!

KOPCIUSZEK (Maggie Noxc):  Już lecę pani matko!    
(Kopciuszek stroi macochę, biega do kuchni, zamiata itp., po chwili wracają córki)
SIOSTRA 1 (Elizabeth Ruthound): Mamo, jestem gotowa!

MACOCHA (Ruth Vialabi):  Jak cię ujrzy królowa, chyba jej serce zmięknie, – bo wyglądasz tak pięknie!

SIOSTRA 2 (Victorie Ruthound):  A ja? Co powiesz mamo?

MACOCHA (Ruth Vialabi):  Ty wyglądasz tak samo! Napatrzeć się nie mogę...No, ale czas ruszać w drogę!

(M. + S1 + S2. wsiadają do karety i odjeżdżają ze sceny,)

SCENA 5:


KOPCIUSZEK (Maggie Noxc):  (śpiewa) Pojechała macocha, siostry się wystroiły a ja już nie mam siły, a ja już nie mam siły.  Muszę wciąż jak kocmołuch wybierać groch z popiołu. Smutny jest los Kopciuszka, czyż ja nie mam serduszka, smutny jest los Kopciuszka, czyż ja nie mam serduszka. Słyszę jego pukanie, słyszę jego pukanie.(siada przy piecu, przebiera groch i płacze)


(wlatują Ptaszki (dosłownie) chwilę fruwają)
PTASZKI: Nie płacz Kopciuszku, my ci pomożemy. Polecimy do jagodowego lasu obudzić dobrą wróżkę!(wylatują)

(wróżka wjeżdża karetą)

WRÓŻKA (Lily Evans): Dosyć tych płaczów Kopciuszku, o wszystkim dowiedziałam się od ptaszków. Pójdziesz na bal, a chyba nie chcesz tam iść z zapłakanymi oczkami? (śpiewa) Tra la la la czary mary, zrobię czary nie do wiary! Tra la la la kukuryku Kopciuch zada trochę szyku! (Na Kopciuszku pojawia się suknia) Tra la la la, tra la la la stań się bardzo elegancka. Tra la la la, tra la la la  a ty dynio stań się piękną karetą! (staje się) [jeśli ktoś ma pomysł jak zmienić tą kwestię to piszcie w komentarzach, ja już nie miałam pomysłu jak to zmienić à przyp. Aut.]

KOPCIUSZEK (Maggie Noxc):  To sen chyba?!
    

WRÓŻKA (Lily Evans):   Chodź pojedziesz karetą, – lecz pamiętaj wróć przed północą! Ten warunek musisz spełnić dokładnie, bo inaczej wszystko przepadnie! Wszystko pryśnie a zostanie niewiele – brudne rzeczy i groch w popiele...Więc powtarzam!...

KOPCIUSZEK (Maggie Noxc):  Ach! Nie ma, po co! Wiem, mam wrócić przed północą. Dzięki, dzięki jestem taka szczęśliwa!
[wchodzi do karety, którą prowadzi woźnica (Syriusz Black)] [wyjeżdżają ze sceny]

SCANA 6

Herold (William Spare):  Oto królewska para nadchodzi wraz z królewiczem! (Wchodzi para królewska z królewiczem) Każda z przybyłych dam ma przejść przed ich obliczem. Proszę, więc wszystkie damy (Emily Wans. Daila Rior, Becky Splen, Holly Sinc) zaczynamy: [przedstawia damy]
    
- …A OTO PANNA NIEZNANA W MIEŚCIE, która w skromności niewieściej, nie zdradza i nie wymienia – imienia ni pochodzenia.

(Kopciuszek schodzi, a królewicz zauroczony nią zaprasza ją do tańca)



KOPCIUSZEK (Maggie Noxc):  Królewiczu! To zaszczyt i szczęście! [tańczą, wpatrują się w sobie w oczy, reflektor jest skierowany na nich]
    

ZEGAR WYBIJA PÓŁNOC 

KOPCIUSZEK (Maggie Noxc): Ale ja muszę wracać do miasta, bo już północ, bije dwunasta! Nie ma chwili do stracenia, królewiczu do widzenia! (wybiega, gubi pantofelek na schodach)

KRÓLEWICZ (James Potter): Nie uciekaj, zaczekaj! Dworzanie, zatrzymajcie ją! A kto ja dogoni, złoty pierścień ode mnie dostanie!

(wszyscy wybiegają za królewiczem, po chwili królewicz wraca)
HEROLD (William Spare):  Pantofelek zgubiła na schodach

SCENA 7:

NARRATOR (Jack Prewett):  Nazajutrz, syn królewski kazał obwieścić trębaczom, że poślubi pannę, na której nóżkę, pantofelek będzie w sam raz. Wysłał też z tym pantofelkiem zaufanego dworaka, aby się zajął przymiarkami.

(trąbki) (wchodzą Herold i trębacz + księżniczki)

HEROLD (William Spare):   Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan! Król jegomość kieruje orędzie: straż królewska poszukiwać ma wszędzie! A gdy znajdzie się właścicielka pantofelka, w otoczeniu dam i rycerzy, do pałacu ją sprowadzić należy! 


SCENA 8:

NARRATOR (Jack Prewett):,  Gdy ta wieść rozeszła się po mieście, panien chyba ze dwieście, czekało, proszę mi wierzyć, by pantofelek przymierzyć. Królewscy strażnicy, chodzili od domu, do domu i szukali, gdzie ta nóżka niewielka, która pasuje do pantofelka.
    
(przymierzanie pantofelka)
Przyszli wreszcie do mieszkania macochy a córeczki, w jedwabne pończochy stopy przystroiły i w pantofelek pchają z całej siły. Lecz na nic to się zdało...Bo wybranka królewicza miała stopkę bardzo małą. [Aktorzy robią to, co opisuje narrator]

KOPCIUSZEK (Maggie Noxc):  Czy ja też mogłabym przymierzyć ten bucik?

MACOCHA (Ruth Vialabi):  Wracaj do kuchni Kopciuszku, to nie jest miejsce dla ciebie!

HEROLD (William Spare):  Mam rozkaz przymierzyć pantofelek wszystkim pannom w królestwie.
[przymierzają, pantofelek pasuje (a to ci niespodzianka :P – przyp. aut.)]

HEROLD (William Spare): A to ci niespodzianka! Więc to ty jesteś królewską wybranką! Pantofelek leży jak ulał! Pójdziesz panienko z nami do króla.

SIOSTRA 1 (Elizabeth Ruthound): Mamo! Ja się chyba zabiję!

SIOSTRA 2 (Victorie Ruthound): Mamo! Ja tego nie przeżyję!

MACOCHA (Ruth Vialabi):  Świat się kończy daję słowo! Nasz Kopciuszek, zostanie królową! (Wychodzą)

SCENA 9:

NARRATOR (Jack Prewett):  Wszyscy odprowadzili Kopciuszka do królewskiego pałacu. Syn królewski nie posiadał się ze szczęścia i zachwycał się bez ustanku swoja śliczną narzeczoną. Królowa kiwała z uznaniem głową, że dobry wybór, a król podszeptywał jej do ucha, że nigdy nie widział tak wdzięcznej twarzyczki.

HEROLD (William Spare):  Jego królewska mość, wszem i wobec obwieszcza, tym z bliska i tym z daleka – nadszedł kres wszystkim smutkom! Jesteśmy szczęśliwi, że nasz królewicz się żeni! Król wyprawia huczne wesele – a was wszystkich zaprasza na ucztę.


SCENA 10:

[Kopciuszek i książę wychodzą z kościoła, całują się na szczycie schodów i wchodzą do karety, którą prowadzi woźnica (Syriusz Black)]

________________________________________

Nie najgorszy. Nawet nie zauważyłam, że aktorzy odegrali pierwszą scenę i zaczynajął drugą.
- Dobrze! Teraz zapraszam aktorów do sceny drugiej, a właściwie aktora, ponieważ występuje tam tylko narrator. – Znowu zrobiło się zamieszanie, chociaż chyba trzeba być nie wiem, kim, żeby zrobić zamieszanie z zejścia na widownię i zostawienie na scenie tylko jednej osoby. – Dobrze. Remus, ty jesteś dobry w zaklęciach, więc będziesz odpowiadał za zmianę scenografii i świateł. W tej scenie gasną wszystkie światła i jeden reflektor jest skierowany na narratora, który stoi po prawej stornie. Mówi swoją kwestie i zapalają się światła by rozpocząć scenę 3. Wcześniej już przy zgaszonych światłach na scenie mają już być osoby z sceny 3, ponieważ zaczyna się od razu po zapaleniu świateł. Czyli mają już być król, królowa, siostry, macocha i sztuczny tłum. Zaczynamy!
Zaczęło się. Światła zgasły i narrator przeczytał swoją kwestie. Potem się zapaliły i usłyszałam dźwięk trąbek. Oczywiście nikt na prawd nie grał. Macocha i siostry wyszły z domu-sceny i weszły ponownie już na rynek. Tam scenę odegrali król, królowa i inni. Powiem, że Dorcas najbardziej wczuła się w swoją rolę.
Potem już mi nie chciało się przypatrywać i zaczęłam uczyć się swojego tekstu. Nie był trudny. Naukę przerwała mi McGonagall mówiąc, że teraz ja wchodzę. Wzięłam scenariusz i ruszyłam na scenę. Odegrałam swoją rolę całkiem dobrze. Chyba. Potem zeszłam i dałam miejsce innym aktorom. Dalej uczyłam się. Nim się obejrzałam był koniec lekcji. Była przerwa. Wszystkie dziewczyny podniecone gadały o poprzedniej lekcji. Przysłuchiwałam się im, ale nie zwracałam szczególnej uwagi na rozmowę. Znałam tą bajkę od… sama nie wiem, kiedy, ale bardzo długo, a one zachwycały się romantyczną opowieścią nie wiedząc, że to bajka dla małych mugolskich  dzieci. Na następnej próbie ćwiczone były te sceny, które poprzednio nie specjalnie wyszły. Ja nie wchodziłam na scenę, ponieważ wypadłam całkiem dobrze. Akurat była scena gdzie grał Syriusz. Jakoś chyba nie specjalnie przejmował się tym, że nic nie mówi, co mnie zdziwiło, ponieważ lubi być w centrum uwagi. Minę miał zamyśloną, jakby myślał jak to by to przedstawienie zepsuć lub…
Ocucił mnie dzwonek. McGonagall wszystkich wywaliła i usunęła scenę z sali i przywróciła w niej porządek.

____________________________

I co, podobało się? Jeśli zobaczycie parę błędów w scenariuszu to napiszcie w komentarzu żebym poprawiła. W końcu, kiedy ściągasz sobie ze strony scenariusz do przedstawienia i jest fajny to super. Ale ten niestety poprawiałam z pół godziny, ponieważ był zrobiony dla przedszkolaków i wszędzie było pełno rymów itp., więc uznałam, że dla 15 - latków niezbyt to będzie pasować. Prawie wszystko musiałam zmienić. Zgadza się tylko ogólny zarys fabuły.
Zapraszam do komentowania!
Ala


29.08.2013

Rozdział 19.

Wiecie, co najbardziej cieszy bloggera? Gdy czytającym podobają się twoje wpisy i z niecierpliwością czekają na następny rozdział. Po prostu nie wiecie (może Ci, co mają bloga wiedzą), jakie motywujące są komentarze. Bardzo dziękuje tym, co komentują i dlatego ten rozdział dedykuje osobą, które skomentowały poprzedni rozdział (18) i jeszcze poprzedni, 17.
Są to m.in.:
Julka
Lilka
Nancy
Tris Nieustraszona
Ever
Magdalena Brześkiewicz
gor2001
Marley Rachel
i Anonimowie...

Jeśli kogoś ominęłam to przepraszam.
A teraz już nie zanudzam i zapraszam do czytania.
Ala
______________________________

[Oczami Lily]
Obudziłam się z lekkimi zawrotami głowy. Przypomniałam sobie poprzedni dzień. Przedstawienie. Kiedy w ogóle ma się ono odbyć? Przed balem? Muszę dopytać McGonagall. Jeśli przed balem to mamy mało czasu, ponieważ dzisiaj jest 11 grudnia, wtorek, a wydarzenie odbyłoby się 23 grudnia w niedzielę. Mielibyśmy niecałe 2 tygodnie.
Miałam na głowie ważniejsze sprawy: dziś był pierwszy mecz gdzie już oficjalnie jestem w drużynie. Mimo, że mamy go zagrać z Puchonami to i tak się trochę denerwowałam. Dobrze, że nie z Krukonami, ponieważ miałabym go grać przeciwko Willowi, a tego bym nie chciała. Uśmiechnęłam się na wspomnienie o moim chłopaku. Chodziliśmy ze sobą nie całe trzy dni, a ja już wiedziałam, że jestem w nim zakochana. Po prostu przy nim czułam się jak najszczęśliwsza osoba pod słońcem!
Z łazienki właśnie wyszła Dorcas. Uśmiechnęłam się do niej. Zawroty głowy przeszły, a ja czułam się jak najszczęśliwsza osoba pod słońcem. Miałam kochającego mnie chłopaka, dwie wspaniałe i wspierające przyjaciółki oraz dwóch przyjaciół, Syriusza i Remusa. Nie wiem jak to się stało, ale ostatnio zaprzyjaźniłam się z nimi bardziej. Stali się dla mnie jak starsi bracia. Z Peterem nawet nie miałam czasu porozmawiać, ponieważ cały czas gdzieś znika. Podobno kogoś sobie znalazł...
Jedynym problemem jest James... Nasze stosunki są... napięte? Chyba zawsze tak było nie licząc tego krótkiego czasu naszej przyjaźni. Odpędziłam od siebie ponownie nieprzyjemne myśli i skupiłam się na swojej radości.
- Co ty taka wesoła? - Spytała z rozbawieniem Dorcas.
- Po prostu jestem szczęśliwa, że mam was, Remusa, Syriusza i kochającego mnie chłopaka. A w ogóle co między tobą a Łapą? - Oczy brunetki momentalnie zaszkliły się łzami.- Ojej, przepraszam! Nie chciałam. - Dori zebrała się i zaczęła mnie zapewniać, że wszystko okej. 
Poszłyśmy na lekcje, które ciągnęły się niemiłosiernie. Na dodatek nie miałam jak się spotkać w Will’em, ponieważ mieliśmy ze sobą tylko jedną lekcje i na niej był sprawdzian -.-
Przed kolacją przebrałam się z Dorcas w szatę od Quidditcha, a Ann normalnie dodając jakieś akcenty z Gryffindoru by było wiadomo komu kibicuje. Zeszłyśmy na śniadanie. Ann dosiadła się do Remusa, Syriusza i Petera, a Ja i Dorcas doszłyśmy do końca stołu gdzie siedziała pochylona nad jakąś kartką drużyna.
- Okej - zaczął James - są już wszyscy więc zacznijmy; plan jest taki, że McDonald jest zawsze na naszej połowie chyba, że jest jakaś krytyczna sytuacja, i jeśli przeciwnik przejdzie na naszą połowę z kaflem to ty natychmiast próbujesz go zabrać. Dorcas i Ruda obojętnie, ponieważ są tam gdzie piłka. Pałkarze jak zwykle CAŁY czas patrzą na kafle i celujecie tym razem NIE w osoby posiadające piłkę tylko w te które mają ją zaraz dostać przez podanie. Wood musisz mieć wyjątkową uwagę na lewą obręż, ponieważ Puchoni mają zwyczaj celować w prawą, a słyszałem, że u obrońcy coś zmieniają. To tyle. Teraz zjedźcie coś lekkiego typu twarożek i tym podobne. Spotykamy się w szatni. - Ja i Dorcas doszłyśmy do naszych przyjaciół, a chwile później Potter. Odkąd chodzę  z Williamem zawsze stara się siadać jak najdalej mnie, teraz nie może bezkarnie prosić o randki, ponieważ jestem zajęta. Gadaliśmy sobie o przedstawieniu. Syriusz podobno nic nie mówi, ale zamierza to zmienić. Z tego co zrozumiałam to publiczność będzie miała wielką uciechę z woźnicy. Gdy zjedliśmy ruszyliśmy z stronę boiska od Quidditcha. Syriusz wszedł na miejsce komentującego, Remus, Ann i Peter zajęli sobie miejsca na trybunach, a Ja, moja przyjaciółka i Rogacz do szatni. Potter powtórzył jeszcze nasz plan. Porozciągałam sobie trochę ręce wymachując je i inne rozciągające ćwiczenie. Zaczęło się. Weszliśmy na boisko, a uczniowie gdy nas zobaczyli zaczęli wrzeszczeć i krzyczeć "Gryf-fin-dor! Gryf-fin-dor!". Za naszym domem byli oczywiście Gryfoni oraz Krukoni. Za Hufflepufem byli Puchoni i Ślizgoni. Kapitanowie podali sobie ręce i po tradycyjnym tekście "to ma być ładna i czysta gra!" zaczęło się. Dorcas pierwsza doścignęła kafla i szybko podoła go mi, ponieważ została osaczona. Ja dzięki mojej MEGASZYBKIEJ miotle w okamgnieniu doleciałam do obręczy przeciwników i wykonałam bezbłędny rzut. 10:00 dla Gryfonów. Potem poszło trochę trudniej, ale i tak wygrywaliśmy. Doszliśmy tak do 60: 30 punktów dla Gryfonów. Nie obyło się bez komentarzy Syriusza typu; „jak rzucasz w moją Doracas?” (która już ni była jego -,-), „Ha, ha! I co Puchoni? Łyso wam?”, „Oczywiście, że chce być komentującym, ale jestem przecież Gryf… UWAŻAJ NA RUDĄ IDIOTO”. Tego tupu teksty sprawiały, że wszyscy, nie koniecznie fani Quidditcha, przychodzili na mecze. W końcu James złapał znicza. Gryfoni i Krukoni wrzeszczeli ze szczęścia, a Puchoni i Ślizgoni chcieli ich zagłuszyć głośnym buczeniem.
Nagle od tyłu objął ktoś. Tym ktosiem oczywiście był Will. Szepnął mi do ucha „byłaś najlepsza”, a ja szybko odwróciłam się i rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam. On zaśmiał się cicho i także mnie przytulił. Znowu poczułam te motyle w brzuchu. W jego ramionach czułam się taka bezpieczna. Mógł mnie przed wszystkim obronić.
- W PW Gryfonów pewnie będzie impreza. Pójdziesz ze mną?
- Jasne, tylko jak mam się dostać do waszego domu?
- Ach. Rzeczywiście. To bądź pod Grubą Damą o 19, okej?
- Okej. – Pocałował mnie w policzek i poszedł do swoich przyjaciół, a ja z Ann i Dor do swojego Dormitorium przygotować się do imprezy.
Założyłam krótką do połowy ud sukienkę z różnokolorowymi cekinami. Ann oczywiście nie miała ochoty iść, a Dor założyła krótkie dżinsowe podarte spodenki i białą bokserkę. Obie tylko pomalowałyśmy sobie rzęsy i machnęłyśmy usta błyszczykiem. Gdy spojrzałam było dwie po 19 i pośpieszyłam pod Grubą Damę. William już tam czekał. Na jego widok zakręciło mi się w głowie. Miał na sobie czarne dżinsy, koszulkę opinającą jego umięśnioną klatę piersiową z nadrukiem i włosy na żelu. Do tego piękne perfumy od których zapachu jeszcze bardziej mi się zakręciło w głowie. Uśmiechną się do mnie, a ja odwzajemniłam gest. Wpuściłam go do środka i razem ruszyliśmy na parkiet. Impreza już się zaczęła. Leciało "I love it". Wepchnęliśmy się między imprezowiczów, nie koniecznie Gryfonów. Zaczęliśmy podskakiwać i tańczyć w rytm muzyki. Co jakiś czas wszyscy śpiewali "I don't care! I love it!". Później jeszcze inne piosenki. Bawiłam się doskonale. W wkrótce niestety parkiet opustoszał i dopiero w tedy zorientowałam się, jaka jestem zmęczona. Parę osób spało na ziemi lub kanapach. Postanowiłam jeszcze napić się soku. Z szklanką w ręce usiadłam na wolnym fotelu. Po jakimś czasie już pusta szklanka leżała rozbita na ziemi, a ja spałam w fotelu.

 ______________________________

Może niektórych zawiodłam, ponieważ nie było tutaj nic związanego z przedstawieniem, ale w rozdziale 20 zapowiadam pierwszą próbę.
Ala
26.08.2013

Rozdział 18.

- O ciszę proszę! – kot zeskoczył z biurka przeobrażając się w profesor McGonnagal. Obróciła się w stronę Gryfonów. – Drodzy uczniowie. Jak wiecie zbliżają się święta Bożego Narodzenia. W związku z tym zamierzam przygotować z Wami coś specjalnego. Nie wiem czy pamiętacie, ale tak jak w zeszłym roku Puchoni, którzy prezentowali najdziksze rośliny świata.
- I my też mamy?
- Nie. Chcę abyście podali jakieś nowe propozycje.
Uczniowie zaczęli się przekrzykiwać:
- Tańce
- Quidditch!
- Do tego za mało osób
- Koncert!
- Malowidła!
- Przedstawienie! – wszystkie oczy zwróciły się w kierunku Lily i jej koleżanek. – No co?
- Może nam bliżej wytłumaczysz co to jest?
- Więc są aktorzy… teatr… i oni prezentują coś… jakąś bajkę.
- Zaczekaj panno Evans, ile może być w tym osób?
- Zależy jaką bajkę… nawet dwadzieścia.
- No to jaką bajkę proponujesz?
- Gdy byłam młodsza oglądałam z mamą Kopciuszka.
- Kojarzę to!
- Jest super.
- Lily, po śniadaniu przynieś mi tekst i zgromadźcie Gryfonów i Krukonów.
***
- Lilka, ty jesteś genialna – wykrzykiwała Ann raz po raz czytając tekst.
- E tam.
- Pokaż?
Trzy pary oczu biegały wzrokiem po kartce.
- To jakiś dramat romantyczny!
- Tak! – zachichotała Dor – ty Kopciuszek, Will książę.
- Ej!
- Dor, opamiętaj się.
- Oho, idzie McGonnagal z Ravenclawem.
- Daj jej tekst
Lily wręczyła go, a profesor usiadła w fotelu i zaczęła czytać co jakiś czas otwierając szeroko oczy. Dzieci siedziały dookoła głośno rozmawiając. Po dłuższej chwili pani podniosła się i zaczęła przemowę:
- Dzieci, ten tekst nie jest łatwy, ale wierzę, że Wam się uda. Powiadomiłam nauczycieli, a teraz Was, że macie pozwolenie by po kolei opuszczać lekcję na próby. Każdy otrzyma teraz kopię scenariuszu i nie teraz-potem! Znajdzie rolę która mu odpowiada i nauczy się jej fragmentu. Od razu ostrzegam że nie zawsze otrzyma się tą rolę. Po kolacji będę czytała role. Jak tylko zjecie stawcie się tutaj. A i jeszcze… osoby chętne proszę o krok do przodu.
Wyszło dziewiętnaście osób.
- Dziękuję. Można iść na lekcję.
***
Szmery i szepty szybko uciszyła podenerwowana profesor McGonnagal
- Cisza! Silencio – spokój owładnął salą – wiem że wszyscy są ciekawi jakie dostali role.
Dzieci równo pokiwały głowami.
- Zaczniemy od ról co do których jestem całkowicie pewna. Panny dworu-zapraszam do mnie Emily Wans, Dailę Rior, Becky Splen i Holly Sinc.
Dziewczyny z fanklubu Syriusza Blacka i Jamesa Pottera przybiły sobie piątki uśmiechnięte od ucha do ucha.
-… siostrami Kopciuszka będą  Elizabeth i Victorie Ruthoud, a narratorem… Jack Prewett. Ktoś jest chętny na parę królewską? Nie? – McGonnagal zajrzała na kartkę – to poproszę Ernesta Kane i Dorcas Meadowes. Pozostali chłopcy proszę ustawić się w rzędzie. Najwyższy z Was… ty.
- James
- A więc James, myślałeś że nie wiem jak masz na imię?!,  będziesz ojcem Kopciuszka i wybierz jakąś ładną żonę.
- Może być bardzo ładna?
- ?!
Lily schowała się za stojące przed nią Ann i Meggie (z Ravencalwu).
- Najładniejsza?
- Tak!!!
- To… najfajniejsza tutaj… tamta.
- Lily?
- Nieee.
- Meggie?
- Tak, innej nie wezmę.
- No to ojcem bezdyskusyjnie jest Jake.
- Czemu?
- Chodź do mnie Meggie
- Pani profesor, Meggie nadaje się na Kopciuszka. Może macochą będzie Ruth.
- No cóż, Panno Vialabi podejdź tu. Możesz grać macochę?
- Taak.
- No to pozostaje Kopciuszek i wróżka.
- Lily i Meggie.
- Mogę być wróżką?
- Ty Lily? Myślałam że zagrasz główną rolę.
- Niee… proszę
- Dobrze. Lily Evans jako Wróżka i Meggie Noxc jako Kopciuszek
- Teraz zostały trzy męskie role.
- Herold, woźnica i książę.
- W takim razie woźnicą będzie…
- Mogę?
- …Syriusz Black, a księciem…
- Ja!!!
- Wy tu nie macie nic do gadania więc…
- To kto? Meggie na pewno nie pocałuje kogoś takiego jak Potter.
- Taak, kto to mówi.
- James.
- Że what?
- Jeszcze heroldem będzie William Spare.
- Ale ja się nie zgła...

- Nie masz nic do gadania. Podsumowując: narrator; Jack Prewett. Damy; Emily Wans, Daila Rior, Becky Splen i Holly Sinc. Siostry Kopciuszka; Elizabeth i Victorie Ruthoud. Para królewska to Ernest Kane i Dorcas Meadowes. Jake; ojciec Kopciuszka. Macocha; Ruth Vialabi. Woźnicą Syriusz Black. Wróżka to Lily Evans. Mimo, że nadal uważam, że powinnaś mieć główną rolę. Księciem James i Kopciuszek Maggie. Pierwsza próba będzie pojutrze.- Wszyscy mają przyjść?
- Wszyscy aktorzy. Do widzenia

____________________

NAPISANY! Wiem, że musieliście długo czekać i mam nadzieje, że się opłacało.
Proszę o komentarze i dziękuję wszystkim za komentarze pod Rozdziałem 17.
Maja
25.08.2013

Już niedługo...

Już nie długo...

Następny rozdział! Wiemy, że nie było nic półtora miesiąca! Jesteśmy tego świadome i upewniają nas komentarze pod "najnowszym" postem. Niestety nie miałyśmy czasu :(. Ja byłam jak wiecie nad morzem i wczoraj wróciłam z obozu, a Maja też nie miała czasu. Na szczęście ponad połowa jest już przez nią napisana i do końca sierpnia powinna zostać dokończona. Następny potem rozdział zostanie napisany przeze mnie i powinnam się uwinąć w około dwa dni.
Dziękujemy wszystkim za komentarze! Nawet nie wiecie jak to podnosi na duchu.
Ala
21.07.2013

Rozdział 17.

Helo! Ten rozdział jest chyba najdłuższy z wszystkich. Ma dziewięć  stron w Wordzie. Napisałam go z okazji moich urodzin, które są dzisiaj. Tak, obchodzę dzisiaj, 21 lipca, moje 12 urodziny. Teraz jestem nad naszym polskim morzem i wyleguję się na plaży. Zostanę tu do 28 lipca. Następna notka może się pojawić gdzieś na początku sierpnia, napisana już przez Maję.

Z rozdziału jestem bardzo zadowolona i mam nadzieję, że Wam się także spodoba. Wakacje dodają weny :D. Jest tu trochę wątku Dorcas&Syriusz.
Proszę o komentarze!!!

MIŁYCH WAKACJI!

Ala

__________________
[Oczami Lily]

Obudziły mnie pierwsze promyki słońca. Moje przyjaciółki jeszcze spały. Kątem oka zerknęłam na zegarek. 5 rano?! Jak ja mogłam się obudzić o tej porze wyspana? Nie mam zielonego pojęcia. Chociaż… Pewnie ze szczęścia! Wczoraj, w sobotę, ponownie spotkałam się z Williamem. Było CUDOWNIE. Jesteśmy już oficjalnie parą! Na koniec gdy mnie odprowadzał pod portret Grubej Damy pocałował mnie w policzek. Na razie tyle mi wystarczy. U nóg mojego łóżka stał stosik prezentów. Z podnieceniem rzuciłam się na niego i wzięłam pierwszy z brzegu. Był od mojej kochanej Dori.  Zobaczyłam cudną sukienkę z kolczykami. Sukienka była krótka, zwiewna w kolorze malin i z grubym paskiem związanym pod biustem. Kolczyki długie, wiszące i w tym samym kolorze co sukienka. Do pakunku była karteczka: "Obyś zwaliła Willa z nóg przy najbliższej imprezie :*". Musze jej podziękować od razu jak się obudzi. Odłożyłam do pudełka odzież i położyłam koło łóżka myślami będącymi już przy następnym pakunku po którego sięgałam. Był od Petera. Wiedziałam już czego się spodziewać: najlepszej czekolady w Miodowym Królestwie. Nie myliłam się. Odpakowałam od razu i wsadziłam sobie kawałek do ust. Była bardzo dobra, jak inne rzeczy w tym sklepie. Następny przysłał mi Syriusz: zestaw koronkowej, czarnej bielizny. Prawie wybuchłam śmiechem na widok teko niecodziennego podarunku. Prezent Remusa nie zaskoczył mnie, ale także ucieszył. Była pod tytułem "Eliksiry dodatkowe dla Zaawansowanych. Zaskocz swojego nauczyciela.". Tuż obok była średniej wielkości paczuszka od Ann; perfumy takie same co kupiłam mamie i Dorcas tylko o zapachu słodkich kwiatów. Przy łóżku leżała jeszcze tylko jeszcze jedna paczka. Była bardzo duża jak na prezent mikołajkowy. Otworzyłam delikatnie papier i zapięło mi dech w piersiach. Była to najnowsza miotła: Strzała 2001. Wcześniej miałam Strzałę 2000 i ona była bardzo droga, ale następny najnowszy model? Ona musiała kosztować krocie. Nie mogę jej przyjąć, nawet wiedząc, że rodzice Jamesa są bardzo bogaci. Mimo to prezent był bardzo kuszący do przyjęcia. Zerknęłam ponownie na mój zegarek. Była 6:30.  Następne pół godziny przeglądałam książkę od Remusa. O 7:00 obudziłam dziewczyny. Razem z nimi zaczęłam przeglądać ich prezenty. Dorcas dostała perfumy ode mnie, słodycze od Petera, sukienkę od Ann, książkę na temat Obrony Przed Czarną Magią od Remusa (chciała zostać w przyszłości Aurorem), naszyjnik z serduszkiem od Syriusza i eliksir miłosny od Jamesa (jak by był jej potrzebny). Ann dostała: sukienkę od Dori, Remusa śliczną bransoletkę, Petera tradycyjnie słodycze, Syriusza eliksir na pewność siebie i od Jamesa perfumy. Gdy pokazałam dziewczynom moje prezenty cieszyły się razem ze mną, ale gdy pokazałam miotłę także zapięło im dech w piersiach. Od razu zaczęły mnie namawiać na zatrzymanie miotły. Na szczęście nie uległam tej WIELIEJ pokusie. W końcu nie mogłam porównywać mojego prezentu dla Jamesa z tym jego dla mnie.

Potem ubrałyśmy się i zeszłyśmy na dół do PW. Ja jeszcze wzięłam prezent od Rogacza w ręce by mu go oddać. Huncwoci siedzieli na kanapie chwaląc się swoimi normalnymi prezentami. Pewnie nie przynieśli tych wszystkich czekoladek od fanek, które pewnie były nafaszerowane eliksirem miłosnym. Otaczał ich mały tłumek. Podeszłyśmy do nich i ja zaczęłam:

- Potter - powstrzymałam się od użycia jego imienia - co to jest? - I wskazałam na miotłę. Wszystkie pary oczu zostały skierowane no miotłę. Fanom Quidditcha opadły szczęki.

- No nie widzisz Lily? Najnowszy model miotły od twojego Jamesa. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Czemu mi takiej nie kupiłeś? - W trącił się z żalem w głosie Syriusz. Zignorowałam go.

- Nie mogę tego przyjąć.

- Dlaczego?

- Porównaj koszty mojego prezentu i twojego prezentu i wyjdzie ci odpowiedź.

- Ale Liluś, koszty to dla mnie nie problem.

- Czy ty wiesz ile to kosztuje? 2000 Galeonów!

- Oddasz mi przy następnej okazji.

- Tyle, że ty mi znowu kupisz coś tak drogiego!

- Obiecuję, że jak to przyjmiesz to następnym razem kupię Ci coś normalnego. - Obiecał. - Wyliczając z tego twoje 17 urodziny. - Mruknął.

- Nie!

- No proszę!

- Ja nawet nie będę jej tak znowu często używać!

- Jak wstąpisz to drużyny to będziesz z niej częściej korzystać. - Zamyśliłam się.

- Wstąpię do drużyny pod jednym warunkiem.

- Jakim? - Ożywił się.

- Nie będziesz już tak znęcał się nad drużyną i treningi w normalne dni będę trzy lub cztery dni w tygodniu. Przed ważnymi egzaminami dwa, ale przed meczami mogą być codziennie.

- Ale...

- Nie masz czego dyskutować. Tak, albo w ogóle!

- Hmm, niech ci będzie. Zgadzam się. - Pierwszy raz od naszej kłótni niszczącą przyjaźń uśmiechnęłam się do niego szczerze, a nie kpiarsko jak miałam w zwyczaju.

- Dzięki za miotłę. Jest super. Po śniadaniu ją przetestuję. - Powiedziałam nadal uśmiechając się. Może wreszcie skończy z tą randką i będziemy się zwyczajnie kumplować? Ruszyłam z powrotem do pokoju. Byłam już przy drzwiach, ale on jeszcze dodał to okropne zdanie.

- Umówisz się ze mną? - Dobry humor natychmiast ze mnie uleciał, a uśmiech spełz z mojej twarzy.

- Nie dasz mi spokoju, prawda? - Westchnęłam.

- Eeee, no pomyślmy... Nie? - Powiedział z ironią.

- Nawet jak bym chciała to nie mogę. - Uśmiechnęłam się tryumfalnie.

- A to dlaczego? - Powiedział trochę zbity z tropu moją pewnością siebie.

- Ponieważ mam już chłopaka? - Wszyscy uczniowie obecni w pokoju przypatrywali nam się pytająco. Dziewczyny były szczęśliwe, ponieważ James mógł sobie już dać ze mną spokój. Parę osób, głównie ta męska część, byli zawiedzeni. Przynajmniej takie miałam wrażenie.
- A to niby jakiego? - Powiedział dalej pewny siebie, ponieważ pewnie: Albo nie uwierzył. Albo udawał. Albo ani trochę go to nie interesowało razem z tą randką o którą ciągle pytał, ponieważ chciał tylko cały czas robić na złość przyjaciółce Smarkerusa. Nie wiedziałam na co stawiać.

- A taki jeden. Całkowite przeciwieństwo CIEBIE. - Powiedziałam udając całkowity brak zainteresowania. - No wiesz, on jest przystojny, opiekuńczy, dobrze się uczy i przede wszystkim jest BARDZO DOBRY W QUIDDITCHA. Czyli jak mówiłam całkowite przeciwieństwo ciebie. - Mówiąc to byłam bardzo pewna siebie. Tym razem to ja chciałam mieć ostatnie słowo.

- Imię, nazwisko, dom? - Mówił nadal pewnym siebie głosem. Pewnie mi nie wierzył.

- William Spare z Ravenclawu. - Powiedziałam wolno i cały czas patrząc mu w oczy by miał pewność, że nie kłamię.

- Ten idiota ma być ode mnie przystojniejszy, zdolniejszy i lepszy w Quidditcha? Chyba sobie kpisz.

- Ty to chyba masz za dużo pewności siebie, skoro usadawiasz siebie tak wysoko.

- Każdy tutaj twierdzi, że ja jestem we wszystkim najlepszy. Syriusz?

- Oczywiście! - Łapa był chyba przeszczęśliwy, że w końcu może wejść w dyskusję i być po, jego zdaniem, wygranej stronie. - Zaczynając od kwestii wyglądu. William z pewnością jest brzydszy! Ktoś zaprzeczy? - Podniosłam rękę. Za mną stawiły się moje przyjaciółki (chodź Dorcas z trudem zaprzeczyła swojemu chłopakowi) i parę moich cichych wielbicieli oraz tych którzy nie lubili Jamesa. Powiem szczerze: mało ich było w porównaniu do fanek Jamesa i wielbicieli kawałów Huncwotów. - Mamy odpowiedź. - Uśmiechną się szelmowsko. - Teraz temat zdolności. Kto zaprzeczy, że James jest zdolniejszy? - Ten sam zestaw. Zaczęłam się denerwować. Wszyscy tak uważali, ponieważ po prostu lubili i podziwiali Huncwotów i nie chcieli stracić ich tolerancji. - Ostatni temat, na który nie muszę urządzać głosowania: Quidditch. Nie wiem czy jesteś tego świadoma, Evans, że odkąd James jest szukającym to Gryffindor miał Puchar Quidditcha, a Krukoni byli zawsze drudzy. Temat skończony! Już wiemy, że JAMES jest lepszy. - Imię swojego najlepszego przyjaciela zaakcentował. Mimo, że teoretycznie byłam przegrana to ja praktycznie miałam większe szanse na wygraną, ale oni jeszcze tego nie wiedzieli.

- Może według większości Gryfonów ty jesteś lepszy, Potter, ale to nie zmienia faktu, że ja chodzę z Williamem. - Powiedziałam z wyższością i uśmiechnęłam się kpiarsko. Zaczynałam mi się podobać ta dyskusja. Jamesowi  i Syriuszowi chyba zabrakło argumentów.

- Pożałujesz jeszcze swojej decyzji Evans. - Odparli i wyszli z PW na śniadanie. Uczniowie nadal przyglądali się mi, ale ja uśmiechnęłam się z wyższością, odwróciłam na pięcie i poszłam do swojego Dormitorium odłożyć miotłę. Już wiedziałam, że nasze byłe chwile przyjaźni nigdy nie wrócą i muszę się z tym pogodzić. Uświadomiłam sobie także podczas tej rozmowy, że już nie traktuję Jamesa "ulgowo" jak to było wcześniej tylko już naprawdę nienawidzę Jamesa. Wcześniej tylko udawałam, teraz już nie muszę.

Nim się obejrzałam odkładałam prezent od Pottera (NIE JAMESA!!!) do kufra.

- Ale się dzisiaj...

- Nie kończ! On jest taki wkurzający! Czemu on musi się tak opisywać?!

- Stuprocentowo się z Tobą zgadzam Lily. - Poparła mnie Ann. - Może ciebie kochać, może uważać, że William jest od niego gorszy, może uważać, że to on jest najlepszy na świecie w Quidditcha, ale NIE może narzucać swojej woli innym! - Powiedziała Ann kończąc już krzycząc. Pierwszy raz widziałam ją taką zdenerwowaną. - Z pewnością zauważyłyście, że te po******one fanki były za nim tylko dla tego, że są sławni lub się w nich "zakochały"....

- Ann zgadzam się z tobą, ale... - Przerwała jej Dorcas, ale na marne.

- Reszta tylko przez ich popularność. TO JEST CHORE!!! - Wrzeszczała. Biedna Dorcas na marne próbowała ją uciszyć. Chyba musiałam wejść do akcji.

- Teraz mam ochotę ich po prostu...

- ANNABETH LORENCE! Ogarnij się! - Ucichła, ale jeszcze dodała:

- Nie mów na mnie tak! To imię jest dziwne i za długie. Nie lubię go. - Powiedziała już spokojnie, ale stanowczym głosem.

- Dobrze, ale posłuchaj mnie. - Mówiłam łagodnym głosem. – Zgadzam się z tobą, ale nie możesz tak wrzeszczeć. Zachowajmy swoje myśli. Prędzej, czy później pożałuje swojego zachowania. Teraz już chodźmy na śniadanie. – Skończyłam i już chciałam wychodzić, ale moja przyjaciółka jeszcze dodała:

- Obiecajcie, że się zemścimy. – Zdziwiłam się jej pragnieniem zemsty. Ann nieźle się zdenerwowała. Już współczułam Potterowi. – OBIECAJCIE!!! – Nie miałyśmy wyboru, ale ja i tak bym się zgodziła.

- Obiecuję Ann. – Powiedziałam.

- Ja też. – Dodała Dorcas.

- Załurzmy też takie stowarzyszenie jak Huncwoci. Tylko damskie oczywiście. Będziemy działać po kryjomu, by nie zniszczyć naszej reprutacji u nauczycieli. – Mówiła powoli, siedząc spokojnie na łóżku z zamkniętymi oczami, ale zaciskała ręce w pięści.

- Na przykład Huncwotki? – Zasugerowała niepewnie Dorcas.

- Może być. My nie będziemy się znęcać nad młodszymi i Ślizgonami, tylko na nich by poczuli jak to jest. Jak to jest gdy jesteś poniżany przed całą szkołą i NIC nie możesz zrobić.

- Wchodzę w to! - Zgodziłam się. Dorcas widocznie się jeszcze zastanawiała i wiedziałam dlaczego. Zwróciłam się do niej. - Dori, Syriusz z pewnością z tobą nie zerwie z jakiegoś jednego głupiego kawału. Jeśli kocha to nawet się nie będzie nad tym zastanawiać.

- A jeśli nie kocha?

- To nie warto z nim być.

- Okej, przekonałaś mnie. Wchodzę w to!

- Super, teraz wychodzimy z tond jak by nigdy nic i uważamy, że tamta dyskusja z Jamesem nas nie przejęła. Okej?

- Tak. - Odpowiedziałyśmy razem i zeszłyśmy na dół. Plotkowałyśmy o różnych rzeczach, ale moją i z pewnością moich przyjaciółek głowy zaprzątała zemsta. Szłyśmy tak i szłyśmy aż doszłyśmy do drzwi przez, które weszłyśmy do WS. Usiadłyśmy na swoich miejscach i zaczęłyśmy jeść dalej rozmawiając, nie zwracałyśmy uwagi na ciekawskie spojrzenia. Parę miejsc dalej siedzieli Huncwoci. Intuicja mi podpowiadała, że Syriusz i James przysłuchują się wszystkim naszym słowom. Niespodziewanie podszedł do mnie Will. Ja, razem z moimi przyjaciółkami i innymi najbliższymi uczniami zwróciliśmy na niego oczy. Rzadko się zdarzało, że jakiś uczeń dosiadał się do nie swojego stołu. On nie zwrócił na innych uwagi tylko dosiadł się obok mnie. Kątem oka zobaczyłam, że twarz James zrobiła się czerwona. Uśmiechnęłam się tryiumfalnie w duchu.

- Ja ci nie przeszkadzam Lil. – Zaczął używając tego zdrobnienia, na które pozwalałam tylko najbliższym mi osobom, w tym mamie, tacie, Dorcas, Ann i teraz Will. Jamesowi nigdy nie pozwoliłam, wolałam już Liluś. – Chciałem ci tylko dać prezent Mikołajkowy, którego nie wysłałem, ponieważ wolałem dać Ci go osobiście. – Podał mi kopertę. Zaczęłam ją odklejać podczas czego wszyscy najbliżsi uczniowie przypatrywali nam się ciekawsko. Nawet Huncwoci już nie robili tego ukradkiem.

- To może ja to zobaczę później. – Powiedziałam z poważną miną, ale prawie wybuchałam śmiechem.

- Lilka! – Pisnęła Dorcas. – No otwórz to wreszcie! – Ja i Will wybuchneliśmy śmiechem. Innym chyba nie było do śmiechu.

- Dobra, dobra otwieram. – Otworzyłam i nie wyjmując prezentu z koperty przeczytałam co było na tym kawałku papieru. Rzuciłam się mojemu chłopakowi na ramiona i mocno przytuliłam cały czas dziękując.

Dorcas odezwała się całkowicie poważnie.

- Lily jak mi zaraz tego nie pokażesz to przysięgam…

- Masz – powiedziałam i podałam jej kopertę. Ona zaczęła czytać na głos.

- Mecz Quidditcha. Armaty z Chudlay i Sokoły z Heidelburgu Miejsca: V.I.P., loża honorowa, pierwszy rząd. Data: 28 grudnia, 15:00. O mój Boże! – Powiedziała i zaczęła piszczeć. – Ale ty masz farta!!!

- Ty też. Powiedział. Są tam dwa bilety, bo pomyślałem, że Lily przyda się towarzyszka. Ja mam jeszcze parę takich biletów od ojca. Sorry, że nie mam dla ciebie Ann, ale ty podobno nie interesujesz się Quidditchem. Jak chcesz to mogę tobie też dać.

- Nie, nie trzeba. Naprawdę nie interesuje się tym sportem. – Po tej krótkiej wymianie zdań ja i Dorcas cały czas piszczałyśmy z uciech przytulając Williama dopóki nie uciszyli nas nauczyciele. Dopiero w tedy zauważyłam, że uczniowie przypatrują się nam z zazdrością. Huncwotów nie było. Trochę się uspokoiłyśmy. Wzięłam bilety i razem z Dori i Willem wybiegliśmy z WS unikając konfrontacji z parowa fanami tej gry. Wyszliśmy na błonia.

- Co powiecie na mały trening, tylko nasza trójka?

- Dla mnie ekstra. - Powiedział mój chłopak.

- Ja tam nie wiem. – Za wachała się Dorcas. - Z tą twoją Strzałą 2001 to nigdy nie wygram!

- Masz Strzałę 2001?! To najnowszy model i wyjdzie dopiero z tydzień! Tylko zawodowi gracze już je mają!

- Dostałam ją na mikołajki.

- Od kogo?

- Pottera. - Powiedziałam niechętnie

- Co?!

- Nieważne. To co, za 15 minut na boisku?

- Okej. - Odpowiedzieli jednocześnie. Je z Dorcas poszłyśmy razem do naszego Dormitorium. Przegrałyśmy się w nasze szaty do Quidditcha i  zeszłyśmy na dół na boisko. Will już tam czekał. Niestety z towarzystwem.

- Sorry – powiedział na wstępie – kiedy zobaczyli, że się zakładam strój do Quidditcha powiedzieli, że idą ze mną. – Wskazał na grupkę szóstoklasistów. Było ich chyba z siedem.

- No cóż. Możemy zagrać mecz.

- Jest nas za mało. Brakuje trójki graczy.

- Szkoda. To co robimy? – Nie usłyszałam odpowiedzi, ponieważ przyszli Huncwoci. Ten w okularach powiedział do przyjaciół:

- Zajęte. To co robimy? Dołączamy się, czy robimy wypad do Hogsmeade?

- Hej! – Krzyknęłam. – Gracie? Brakuje nam trzech graczy. – Przystali na tę poropozycje, chociaż ja bym wolała żeby ktoś inny nam towarzyszył.

- Spoko. Gram ja i Syriusz. Petera możecie postawić na bramce.

- Okej. LUDZIE! Ci co grają tutaj! – Krzyknęłam. Po jakieś 10 minutach podzieliliśmy się na drużyny. Byłam ja, Dori i Tom Brown jako ścigający, Louis Green i Austin McNerney jako pałkarze. Joe Ford jako obrońca i Will szukający. W przeciwnej drużynie był Syriusz, Jacob Hoover i Tyler Owen jako ścigający, Ryan i Troy Daviesowie jako pałkarze, Potter to szukający i biednego Petera jako obrońca, którego wzięli tylko z grzeczności.

Zaczęliśmy grę. Wystrzeliłam w górę. Dosłownie. Moja miotła była przeraźliwie szybka. Dla rozgrzewki zrobiłam jedno kółko wokół boiska i zrobiłam je strasznie szybko. Było cudownie! To takie było takie super uczucie. Jakby nigdy bym nie miała żadnych problemów. Nigdy chyba nie czułam się lepiej.

Nie było komentującego, ale Remus spełniał rolę sędziego. Syriusz pierwszy złapał kafla, ale ja go przechwyciłam gdy rzucał do Jacoba. Przeleciałam jakieś 50 metrów i podałam do Toma. On znowu podał do mnie, ale ja z przymusu podałam do Dorcas, która celnie trafiła do prawej obręczy. Przeciwnicy przejęli kafla i w szybkim tempie dotarli na naszą stronę boiska, lecz nasi pałkarze uderzyli tłuczkiem w posiadacza czerwonej piłki by ją upuścił i mu się udało. Przejęłam piłkę i parę razy podając ją do Dorcas dostaliśmy następny punkt. Grając tak było 100: 40 dla nas. Nagle Potter zrobił Zwód Wrońskiego, ale niestety Will się nabrał. Zdążyłam tylko krzyknąć „Nie! To Zwód” i William nie przyhamował. Rozwalił się o ziemię, a Rogacz w tym czasie złapał znicza. Wygrali 190:100. Potter podszedł do mnie

- I co Evans, nie przyznasz, że jestem lepszy? – Nie odpowiedziała tylko podbiegłam do Williama przy którym stali jego najlepsi przyjaciele, Tom i Louis. Był nie przytomny. Miałam ochotę walnąć Pottera w twarz. Powstrzymałam się i wyczarowałam niewidzialne nosze dla chłopaka. Poszłam z nim do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka powiedziała, że mam go położyć na łóżku i sobie iść by odpoczął. Nie posłuchałam jej, ponieważ on i tak spał. Usiadłam obok na krześle i wpatrywałam się w jego przystojną twarz. Miałam ochotę go pocałować. Po paru minutach ocucił się. Pani Promfay dała mu leki i powiedziała, że ma się przespać. Mnie już na dobre przegoniła. Doszłam do PW mijając parę szczęśliwych par. Też bym tak chciała. Westchnęłam. Za Grubą Damą na kanapie siedzieli James i opowiadali innym Gryfonom o tym jak „Zmiażdżył tych Krukonów”. Rogaczowi na kolanach siedziała jakaś wytapetowana lala. Uśmiechała się do mnie z wyższością. Zachichotałam. Ona myślała, że mi zależy by się za mną uganiał. Poszłam do swojego Dormitorium i zatopiłam się w ciekawej mugolskiej książce. Niestety nie mogłam się spotkać z Williamem, ponieważ był w SS. Dorcas i Ann pewnie teraz były w jakimś romantycznym miejscu ze swoimi chłopakami. Czytałam aż zrobiło się ciemno. Spojrzałam na zegarek. Była już 19. Nagle do Dormitorium wpadła zapłakana Dorcas. Natychmiast do niej podbiegłam.

***

[Zaraz po meczu, oczami Dorcas]
Błądziłam wzrokiem po uczniach poszukując Syriusza. Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Zabujałam się w nim na amen. Zobaczyłam go rozmawiającego z jakimś Krukonem. Podeszłam i spytałam, czy gdzieś dzisiaj idziemy. Trochę zdenerwowanym głosem powiedział, że dzisiaj nie może. Coś było nie tak, a moja wrodzona ciekawość dawała sobie we znaki. Postanowiłam na razie się tym nie przejmować. Nie mogłam jednak się powstrzymać przed śledzeniem go. Trudno było, ponieważ zaczął chodzić jakimiś skrótami. Zgubiłam go. Poszłam trochę do Hagrida. Trochę mi się tam zeszło. Później zaczęłam się szwendać bez sensu po zamku. Nagle usłyszałam jakieś rozmowy za rogiem. Już chciałam odejść by nikomu nie przeszkadzać, ale rozpoznałam jeden głos. Syriusza. Podeszłam bliżej i zerknęłam na dziewczynę. Była wysoką, blondynką z niebieskimi oczami. Była ładna, nawet bardzo. Zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie.
- Daj spokój. Widzę jak na mnie patrzysz - Mówiła zalotnie.
- Mówię Ci, że Dorcas...
- Daj spokój! - Ona rzuciła się mu na szyję i pocałowała namiętnie w usta. On jej nie odepchną tylko odwzajemnił pocałunek. Nie mogłam na to patrzeć. Łzy napłynęły mi do oczu. Rzuciłam się do ucieczki. On usłyszał mnie, ale i tak biegłam przed siebie zaślepiona łzami. Zdradził mnie. Jak mógł. Mogłam się tego po nim spodziewać. Nie dogonił mnie, ponieważ miałam przewagę czasową. Wpadłam do Dormitorium zapłakana i rzuciłam się na łóżko. Kochana Lilka od razu do mnie podeszła i zamiast pytać co się stało po prostu mnie przytuliła. Kochałam ją za to.
- On mnie zdra-a-adził. - Wyjąkałam. Ona tylko mnie jeszcze mocnie przutuliła i zaczęła głaskać po głowie. Nagle do Dormitorium wpadł Łapa. Lily powiedziała, że zostawi nas samych. On rzucił się na kolana.
- Dorcas, to nie tak jak myślisz!
- Nie chcę ciebie słyszeć! Wynoś się stąd! Nie chcę ciebie znać!
- Posłuchaj mnie!
- Nie!
- Jeśli mnie wysłuchasz i nie wybaczysz to dam ci spokój.
- Niech ci będzie.
- Ja z nią chodziłem zanim byłem z tobą i dałem jej do zrozumienia, że z nią skończyłem. On  do mnie przyszła po tym meczu i nie dawała mi spokoju. Chciałem jej dać do zrozumienia, że kocham ciebie. A później się na mnie rzuciła i pocałowała.
- Ale ty odwzajemniłeś pocałunek! - Wytknęłam mu.
- Zrobiłem to odruchowo!
- I co z tego!
- Przepraszam.
- Pokaże ci coś. Weź tą szklankę.
- No mam i co?
- Teraz ją upuśc.
- No rozbiła się i co?
- Teraz ją przeproś i powiedź żeby się pozbierała. - Na to już nic nie miał. Po prostu posłał mi smutne spojrzenie i wyszedł.
_____________________
 Dorcas w moim wydaniu.


No i koniec rozdziału. Podobał się? Napiszcie swoje opinie w komentarzach. Mam nadzieję, że tak. Poniżej macie jeszcze taki rysunek znaleziony w internecie.
Ala 

Obserwatorzy

Layout by Yassmine