21.07.2013

Rozdział 17.

Helo! Ten rozdział jest chyba najdłuższy z wszystkich. Ma dziewięć  stron w Wordzie. Napisałam go z okazji moich urodzin, które są dzisiaj. Tak, obchodzę dzisiaj, 21 lipca, moje 12 urodziny. Teraz jestem nad naszym polskim morzem i wyleguję się na plaży. Zostanę tu do 28 lipca. Następna notka może się pojawić gdzieś na początku sierpnia, napisana już przez Maję.

Z rozdziału jestem bardzo zadowolona i mam nadzieję, że Wam się także spodoba. Wakacje dodają weny :D. Jest tu trochę wątku Dorcas&Syriusz.
Proszę o komentarze!!!

MIŁYCH WAKACJI!

Ala

__________________
[Oczami Lily]

Obudziły mnie pierwsze promyki słońca. Moje przyjaciółki jeszcze spały. Kątem oka zerknęłam na zegarek. 5 rano?! Jak ja mogłam się obudzić o tej porze wyspana? Nie mam zielonego pojęcia. Chociaż… Pewnie ze szczęścia! Wczoraj, w sobotę, ponownie spotkałam się z Williamem. Było CUDOWNIE. Jesteśmy już oficjalnie parą! Na koniec gdy mnie odprowadzał pod portret Grubej Damy pocałował mnie w policzek. Na razie tyle mi wystarczy. U nóg mojego łóżka stał stosik prezentów. Z podnieceniem rzuciłam się na niego i wzięłam pierwszy z brzegu. Był od mojej kochanej Dori.  Zobaczyłam cudną sukienkę z kolczykami. Sukienka była krótka, zwiewna w kolorze malin i z grubym paskiem związanym pod biustem. Kolczyki długie, wiszące i w tym samym kolorze co sukienka. Do pakunku była karteczka: "Obyś zwaliła Willa z nóg przy najbliższej imprezie :*". Musze jej podziękować od razu jak się obudzi. Odłożyłam do pudełka odzież i położyłam koło łóżka myślami będącymi już przy następnym pakunku po którego sięgałam. Był od Petera. Wiedziałam już czego się spodziewać: najlepszej czekolady w Miodowym Królestwie. Nie myliłam się. Odpakowałam od razu i wsadziłam sobie kawałek do ust. Była bardzo dobra, jak inne rzeczy w tym sklepie. Następny przysłał mi Syriusz: zestaw koronkowej, czarnej bielizny. Prawie wybuchłam śmiechem na widok teko niecodziennego podarunku. Prezent Remusa nie zaskoczył mnie, ale także ucieszył. Była pod tytułem "Eliksiry dodatkowe dla Zaawansowanych. Zaskocz swojego nauczyciela.". Tuż obok była średniej wielkości paczuszka od Ann; perfumy takie same co kupiłam mamie i Dorcas tylko o zapachu słodkich kwiatów. Przy łóżku leżała jeszcze tylko jeszcze jedna paczka. Była bardzo duża jak na prezent mikołajkowy. Otworzyłam delikatnie papier i zapięło mi dech w piersiach. Była to najnowsza miotła: Strzała 2001. Wcześniej miałam Strzałę 2000 i ona była bardzo droga, ale następny najnowszy model? Ona musiała kosztować krocie. Nie mogę jej przyjąć, nawet wiedząc, że rodzice Jamesa są bardzo bogaci. Mimo to prezent był bardzo kuszący do przyjęcia. Zerknęłam ponownie na mój zegarek. Była 6:30.  Następne pół godziny przeglądałam książkę od Remusa. O 7:00 obudziłam dziewczyny. Razem z nimi zaczęłam przeglądać ich prezenty. Dorcas dostała perfumy ode mnie, słodycze od Petera, sukienkę od Ann, książkę na temat Obrony Przed Czarną Magią od Remusa (chciała zostać w przyszłości Aurorem), naszyjnik z serduszkiem od Syriusza i eliksir miłosny od Jamesa (jak by był jej potrzebny). Ann dostała: sukienkę od Dori, Remusa śliczną bransoletkę, Petera tradycyjnie słodycze, Syriusza eliksir na pewność siebie i od Jamesa perfumy. Gdy pokazałam dziewczynom moje prezenty cieszyły się razem ze mną, ale gdy pokazałam miotłę także zapięło im dech w piersiach. Od razu zaczęły mnie namawiać na zatrzymanie miotły. Na szczęście nie uległam tej WIELIEJ pokusie. W końcu nie mogłam porównywać mojego prezentu dla Jamesa z tym jego dla mnie.

Potem ubrałyśmy się i zeszłyśmy na dół do PW. Ja jeszcze wzięłam prezent od Rogacza w ręce by mu go oddać. Huncwoci siedzieli na kanapie chwaląc się swoimi normalnymi prezentami. Pewnie nie przynieśli tych wszystkich czekoladek od fanek, które pewnie były nafaszerowane eliksirem miłosnym. Otaczał ich mały tłumek. Podeszłyśmy do nich i ja zaczęłam:

- Potter - powstrzymałam się od użycia jego imienia - co to jest? - I wskazałam na miotłę. Wszystkie pary oczu zostały skierowane no miotłę. Fanom Quidditcha opadły szczęki.

- No nie widzisz Lily? Najnowszy model miotły od twojego Jamesa. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Czemu mi takiej nie kupiłeś? - W trącił się z żalem w głosie Syriusz. Zignorowałam go.

- Nie mogę tego przyjąć.

- Dlaczego?

- Porównaj koszty mojego prezentu i twojego prezentu i wyjdzie ci odpowiedź.

- Ale Liluś, koszty to dla mnie nie problem.

- Czy ty wiesz ile to kosztuje? 2000 Galeonów!

- Oddasz mi przy następnej okazji.

- Tyle, że ty mi znowu kupisz coś tak drogiego!

- Obiecuję, że jak to przyjmiesz to następnym razem kupię Ci coś normalnego. - Obiecał. - Wyliczając z tego twoje 17 urodziny. - Mruknął.

- Nie!

- No proszę!

- Ja nawet nie będę jej tak znowu często używać!

- Jak wstąpisz to drużyny to będziesz z niej częściej korzystać. - Zamyśliłam się.

- Wstąpię do drużyny pod jednym warunkiem.

- Jakim? - Ożywił się.

- Nie będziesz już tak znęcał się nad drużyną i treningi w normalne dni będę trzy lub cztery dni w tygodniu. Przed ważnymi egzaminami dwa, ale przed meczami mogą być codziennie.

- Ale...

- Nie masz czego dyskutować. Tak, albo w ogóle!

- Hmm, niech ci będzie. Zgadzam się. - Pierwszy raz od naszej kłótni niszczącą przyjaźń uśmiechnęłam się do niego szczerze, a nie kpiarsko jak miałam w zwyczaju.

- Dzięki za miotłę. Jest super. Po śniadaniu ją przetestuję. - Powiedziałam nadal uśmiechając się. Może wreszcie skończy z tą randką i będziemy się zwyczajnie kumplować? Ruszyłam z powrotem do pokoju. Byłam już przy drzwiach, ale on jeszcze dodał to okropne zdanie.

- Umówisz się ze mną? - Dobry humor natychmiast ze mnie uleciał, a uśmiech spełz z mojej twarzy.

- Nie dasz mi spokoju, prawda? - Westchnęłam.

- Eeee, no pomyślmy... Nie? - Powiedział z ironią.

- Nawet jak bym chciała to nie mogę. - Uśmiechnęłam się tryumfalnie.

- A to dlaczego? - Powiedział trochę zbity z tropu moją pewnością siebie.

- Ponieważ mam już chłopaka? - Wszyscy uczniowie obecni w pokoju przypatrywali nam się pytająco. Dziewczyny były szczęśliwe, ponieważ James mógł sobie już dać ze mną spokój. Parę osób, głównie ta męska część, byli zawiedzeni. Przynajmniej takie miałam wrażenie.
- A to niby jakiego? - Powiedział dalej pewny siebie, ponieważ pewnie: Albo nie uwierzył. Albo udawał. Albo ani trochę go to nie interesowało razem z tą randką o którą ciągle pytał, ponieważ chciał tylko cały czas robić na złość przyjaciółce Smarkerusa. Nie wiedziałam na co stawiać.

- A taki jeden. Całkowite przeciwieństwo CIEBIE. - Powiedziałam udając całkowity brak zainteresowania. - No wiesz, on jest przystojny, opiekuńczy, dobrze się uczy i przede wszystkim jest BARDZO DOBRY W QUIDDITCHA. Czyli jak mówiłam całkowite przeciwieństwo ciebie. - Mówiąc to byłam bardzo pewna siebie. Tym razem to ja chciałam mieć ostatnie słowo.

- Imię, nazwisko, dom? - Mówił nadal pewnym siebie głosem. Pewnie mi nie wierzył.

- William Spare z Ravenclawu. - Powiedziałam wolno i cały czas patrząc mu w oczy by miał pewność, że nie kłamię.

- Ten idiota ma być ode mnie przystojniejszy, zdolniejszy i lepszy w Quidditcha? Chyba sobie kpisz.

- Ty to chyba masz za dużo pewności siebie, skoro usadawiasz siebie tak wysoko.

- Każdy tutaj twierdzi, że ja jestem we wszystkim najlepszy. Syriusz?

- Oczywiście! - Łapa był chyba przeszczęśliwy, że w końcu może wejść w dyskusję i być po, jego zdaniem, wygranej stronie. - Zaczynając od kwestii wyglądu. William z pewnością jest brzydszy! Ktoś zaprzeczy? - Podniosłam rękę. Za mną stawiły się moje przyjaciółki (chodź Dorcas z trudem zaprzeczyła swojemu chłopakowi) i parę moich cichych wielbicieli oraz tych którzy nie lubili Jamesa. Powiem szczerze: mało ich było w porównaniu do fanek Jamesa i wielbicieli kawałów Huncwotów. - Mamy odpowiedź. - Uśmiechną się szelmowsko. - Teraz temat zdolności. Kto zaprzeczy, że James jest zdolniejszy? - Ten sam zestaw. Zaczęłam się denerwować. Wszyscy tak uważali, ponieważ po prostu lubili i podziwiali Huncwotów i nie chcieli stracić ich tolerancji. - Ostatni temat, na który nie muszę urządzać głosowania: Quidditch. Nie wiem czy jesteś tego świadoma, Evans, że odkąd James jest szukającym to Gryffindor miał Puchar Quidditcha, a Krukoni byli zawsze drudzy. Temat skończony! Już wiemy, że JAMES jest lepszy. - Imię swojego najlepszego przyjaciela zaakcentował. Mimo, że teoretycznie byłam przegrana to ja praktycznie miałam większe szanse na wygraną, ale oni jeszcze tego nie wiedzieli.

- Może według większości Gryfonów ty jesteś lepszy, Potter, ale to nie zmienia faktu, że ja chodzę z Williamem. - Powiedziałam z wyższością i uśmiechnęłam się kpiarsko. Zaczynałam mi się podobać ta dyskusja. Jamesowi  i Syriuszowi chyba zabrakło argumentów.

- Pożałujesz jeszcze swojej decyzji Evans. - Odparli i wyszli z PW na śniadanie. Uczniowie nadal przyglądali się mi, ale ja uśmiechnęłam się z wyższością, odwróciłam na pięcie i poszłam do swojego Dormitorium odłożyć miotłę. Już wiedziałam, że nasze byłe chwile przyjaźni nigdy nie wrócą i muszę się z tym pogodzić. Uświadomiłam sobie także podczas tej rozmowy, że już nie traktuję Jamesa "ulgowo" jak to było wcześniej tylko już naprawdę nienawidzę Jamesa. Wcześniej tylko udawałam, teraz już nie muszę.

Nim się obejrzałam odkładałam prezent od Pottera (NIE JAMESA!!!) do kufra.

- Ale się dzisiaj...

- Nie kończ! On jest taki wkurzający! Czemu on musi się tak opisywać?!

- Stuprocentowo się z Tobą zgadzam Lily. - Poparła mnie Ann. - Może ciebie kochać, może uważać, że William jest od niego gorszy, może uważać, że to on jest najlepszy na świecie w Quidditcha, ale NIE może narzucać swojej woli innym! - Powiedziała Ann kończąc już krzycząc. Pierwszy raz widziałam ją taką zdenerwowaną. - Z pewnością zauważyłyście, że te po******one fanki były za nim tylko dla tego, że są sławni lub się w nich "zakochały"....

- Ann zgadzam się z tobą, ale... - Przerwała jej Dorcas, ale na marne.

- Reszta tylko przez ich popularność. TO JEST CHORE!!! - Wrzeszczała. Biedna Dorcas na marne próbowała ją uciszyć. Chyba musiałam wejść do akcji.

- Teraz mam ochotę ich po prostu...

- ANNABETH LORENCE! Ogarnij się! - Ucichła, ale jeszcze dodała:

- Nie mów na mnie tak! To imię jest dziwne i za długie. Nie lubię go. - Powiedziała już spokojnie, ale stanowczym głosem.

- Dobrze, ale posłuchaj mnie. - Mówiłam łagodnym głosem. – Zgadzam się z tobą, ale nie możesz tak wrzeszczeć. Zachowajmy swoje myśli. Prędzej, czy później pożałuje swojego zachowania. Teraz już chodźmy na śniadanie. – Skończyłam i już chciałam wychodzić, ale moja przyjaciółka jeszcze dodała:

- Obiecajcie, że się zemścimy. – Zdziwiłam się jej pragnieniem zemsty. Ann nieźle się zdenerwowała. Już współczułam Potterowi. – OBIECAJCIE!!! – Nie miałyśmy wyboru, ale ja i tak bym się zgodziła.

- Obiecuję Ann. – Powiedziałam.

- Ja też. – Dodała Dorcas.

- Załurzmy też takie stowarzyszenie jak Huncwoci. Tylko damskie oczywiście. Będziemy działać po kryjomu, by nie zniszczyć naszej reprutacji u nauczycieli. – Mówiła powoli, siedząc spokojnie na łóżku z zamkniętymi oczami, ale zaciskała ręce w pięści.

- Na przykład Huncwotki? – Zasugerowała niepewnie Dorcas.

- Może być. My nie będziemy się znęcać nad młodszymi i Ślizgonami, tylko na nich by poczuli jak to jest. Jak to jest gdy jesteś poniżany przed całą szkołą i NIC nie możesz zrobić.

- Wchodzę w to! - Zgodziłam się. Dorcas widocznie się jeszcze zastanawiała i wiedziałam dlaczego. Zwróciłam się do niej. - Dori, Syriusz z pewnością z tobą nie zerwie z jakiegoś jednego głupiego kawału. Jeśli kocha to nawet się nie będzie nad tym zastanawiać.

- A jeśli nie kocha?

- To nie warto z nim być.

- Okej, przekonałaś mnie. Wchodzę w to!

- Super, teraz wychodzimy z tond jak by nigdy nic i uważamy, że tamta dyskusja z Jamesem nas nie przejęła. Okej?

- Tak. - Odpowiedziałyśmy razem i zeszłyśmy na dół. Plotkowałyśmy o różnych rzeczach, ale moją i z pewnością moich przyjaciółek głowy zaprzątała zemsta. Szłyśmy tak i szłyśmy aż doszłyśmy do drzwi przez, które weszłyśmy do WS. Usiadłyśmy na swoich miejscach i zaczęłyśmy jeść dalej rozmawiając, nie zwracałyśmy uwagi na ciekawskie spojrzenia. Parę miejsc dalej siedzieli Huncwoci. Intuicja mi podpowiadała, że Syriusz i James przysłuchują się wszystkim naszym słowom. Niespodziewanie podszedł do mnie Will. Ja, razem z moimi przyjaciółkami i innymi najbliższymi uczniami zwróciliśmy na niego oczy. Rzadko się zdarzało, że jakiś uczeń dosiadał się do nie swojego stołu. On nie zwrócił na innych uwagi tylko dosiadł się obok mnie. Kątem oka zobaczyłam, że twarz James zrobiła się czerwona. Uśmiechnęłam się tryiumfalnie w duchu.

- Ja ci nie przeszkadzam Lil. – Zaczął używając tego zdrobnienia, na które pozwalałam tylko najbliższym mi osobom, w tym mamie, tacie, Dorcas, Ann i teraz Will. Jamesowi nigdy nie pozwoliłam, wolałam już Liluś. – Chciałem ci tylko dać prezent Mikołajkowy, którego nie wysłałem, ponieważ wolałem dać Ci go osobiście. – Podał mi kopertę. Zaczęłam ją odklejać podczas czego wszyscy najbliżsi uczniowie przypatrywali nam się ciekawsko. Nawet Huncwoci już nie robili tego ukradkiem.

- To może ja to zobaczę później. – Powiedziałam z poważną miną, ale prawie wybuchałam śmiechem.

- Lilka! – Pisnęła Dorcas. – No otwórz to wreszcie! – Ja i Will wybuchneliśmy śmiechem. Innym chyba nie było do śmiechu.

- Dobra, dobra otwieram. – Otworzyłam i nie wyjmując prezentu z koperty przeczytałam co było na tym kawałku papieru. Rzuciłam się mojemu chłopakowi na ramiona i mocno przytuliłam cały czas dziękując.

Dorcas odezwała się całkowicie poważnie.

- Lily jak mi zaraz tego nie pokażesz to przysięgam…

- Masz – powiedziałam i podałam jej kopertę. Ona zaczęła czytać na głos.

- Mecz Quidditcha. Armaty z Chudlay i Sokoły z Heidelburgu Miejsca: V.I.P., loża honorowa, pierwszy rząd. Data: 28 grudnia, 15:00. O mój Boże! – Powiedziała i zaczęła piszczeć. – Ale ty masz farta!!!

- Ty też. Powiedział. Są tam dwa bilety, bo pomyślałem, że Lily przyda się towarzyszka. Ja mam jeszcze parę takich biletów od ojca. Sorry, że nie mam dla ciebie Ann, ale ty podobno nie interesujesz się Quidditchem. Jak chcesz to mogę tobie też dać.

- Nie, nie trzeba. Naprawdę nie interesuje się tym sportem. – Po tej krótkiej wymianie zdań ja i Dorcas cały czas piszczałyśmy z uciech przytulając Williama dopóki nie uciszyli nas nauczyciele. Dopiero w tedy zauważyłam, że uczniowie przypatrują się nam z zazdrością. Huncwotów nie było. Trochę się uspokoiłyśmy. Wzięłam bilety i razem z Dori i Willem wybiegliśmy z WS unikając konfrontacji z parowa fanami tej gry. Wyszliśmy na błonia.

- Co powiecie na mały trening, tylko nasza trójka?

- Dla mnie ekstra. - Powiedział mój chłopak.

- Ja tam nie wiem. – Za wachała się Dorcas. - Z tą twoją Strzałą 2001 to nigdy nie wygram!

- Masz Strzałę 2001?! To najnowszy model i wyjdzie dopiero z tydzień! Tylko zawodowi gracze już je mają!

- Dostałam ją na mikołajki.

- Od kogo?

- Pottera. - Powiedziałam niechętnie

- Co?!

- Nieważne. To co, za 15 minut na boisku?

- Okej. - Odpowiedzieli jednocześnie. Je z Dorcas poszłyśmy razem do naszego Dormitorium. Przegrałyśmy się w nasze szaty do Quidditcha i  zeszłyśmy na dół na boisko. Will już tam czekał. Niestety z towarzystwem.

- Sorry – powiedział na wstępie – kiedy zobaczyli, że się zakładam strój do Quidditcha powiedzieli, że idą ze mną. – Wskazał na grupkę szóstoklasistów. Było ich chyba z siedem.

- No cóż. Możemy zagrać mecz.

- Jest nas za mało. Brakuje trójki graczy.

- Szkoda. To co robimy? – Nie usłyszałam odpowiedzi, ponieważ przyszli Huncwoci. Ten w okularach powiedział do przyjaciół:

- Zajęte. To co robimy? Dołączamy się, czy robimy wypad do Hogsmeade?

- Hej! – Krzyknęłam. – Gracie? Brakuje nam trzech graczy. – Przystali na tę poropozycje, chociaż ja bym wolała żeby ktoś inny nam towarzyszył.

- Spoko. Gram ja i Syriusz. Petera możecie postawić na bramce.

- Okej. LUDZIE! Ci co grają tutaj! – Krzyknęłam. Po jakieś 10 minutach podzieliliśmy się na drużyny. Byłam ja, Dori i Tom Brown jako ścigający, Louis Green i Austin McNerney jako pałkarze. Joe Ford jako obrońca i Will szukający. W przeciwnej drużynie był Syriusz, Jacob Hoover i Tyler Owen jako ścigający, Ryan i Troy Daviesowie jako pałkarze, Potter to szukający i biednego Petera jako obrońca, którego wzięli tylko z grzeczności.

Zaczęliśmy grę. Wystrzeliłam w górę. Dosłownie. Moja miotła była przeraźliwie szybka. Dla rozgrzewki zrobiłam jedno kółko wokół boiska i zrobiłam je strasznie szybko. Było cudownie! To takie było takie super uczucie. Jakby nigdy bym nie miała żadnych problemów. Nigdy chyba nie czułam się lepiej.

Nie było komentującego, ale Remus spełniał rolę sędziego. Syriusz pierwszy złapał kafla, ale ja go przechwyciłam gdy rzucał do Jacoba. Przeleciałam jakieś 50 metrów i podałam do Toma. On znowu podał do mnie, ale ja z przymusu podałam do Dorcas, która celnie trafiła do prawej obręczy. Przeciwnicy przejęli kafla i w szybkim tempie dotarli na naszą stronę boiska, lecz nasi pałkarze uderzyli tłuczkiem w posiadacza czerwonej piłki by ją upuścił i mu się udało. Przejęłam piłkę i parę razy podając ją do Dorcas dostaliśmy następny punkt. Grając tak było 100: 40 dla nas. Nagle Potter zrobił Zwód Wrońskiego, ale niestety Will się nabrał. Zdążyłam tylko krzyknąć „Nie! To Zwód” i William nie przyhamował. Rozwalił się o ziemię, a Rogacz w tym czasie złapał znicza. Wygrali 190:100. Potter podszedł do mnie

- I co Evans, nie przyznasz, że jestem lepszy? – Nie odpowiedziała tylko podbiegłam do Williama przy którym stali jego najlepsi przyjaciele, Tom i Louis. Był nie przytomny. Miałam ochotę walnąć Pottera w twarz. Powstrzymałam się i wyczarowałam niewidzialne nosze dla chłopaka. Poszłam z nim do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka powiedziała, że mam go położyć na łóżku i sobie iść by odpoczął. Nie posłuchałam jej, ponieważ on i tak spał. Usiadłam obok na krześle i wpatrywałam się w jego przystojną twarz. Miałam ochotę go pocałować. Po paru minutach ocucił się. Pani Promfay dała mu leki i powiedziała, że ma się przespać. Mnie już na dobre przegoniła. Doszłam do PW mijając parę szczęśliwych par. Też bym tak chciała. Westchnęłam. Za Grubą Damą na kanapie siedzieli James i opowiadali innym Gryfonom o tym jak „Zmiażdżył tych Krukonów”. Rogaczowi na kolanach siedziała jakaś wytapetowana lala. Uśmiechała się do mnie z wyższością. Zachichotałam. Ona myślała, że mi zależy by się za mną uganiał. Poszłam do swojego Dormitorium i zatopiłam się w ciekawej mugolskiej książce. Niestety nie mogłam się spotkać z Williamem, ponieważ był w SS. Dorcas i Ann pewnie teraz były w jakimś romantycznym miejscu ze swoimi chłopakami. Czytałam aż zrobiło się ciemno. Spojrzałam na zegarek. Była już 19. Nagle do Dormitorium wpadła zapłakana Dorcas. Natychmiast do niej podbiegłam.

***

[Zaraz po meczu, oczami Dorcas]
Błądziłam wzrokiem po uczniach poszukując Syriusza. Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Zabujałam się w nim na amen. Zobaczyłam go rozmawiającego z jakimś Krukonem. Podeszłam i spytałam, czy gdzieś dzisiaj idziemy. Trochę zdenerwowanym głosem powiedział, że dzisiaj nie może. Coś było nie tak, a moja wrodzona ciekawość dawała sobie we znaki. Postanowiłam na razie się tym nie przejmować. Nie mogłam jednak się powstrzymać przed śledzeniem go. Trudno było, ponieważ zaczął chodzić jakimiś skrótami. Zgubiłam go. Poszłam trochę do Hagrida. Trochę mi się tam zeszło. Później zaczęłam się szwendać bez sensu po zamku. Nagle usłyszałam jakieś rozmowy za rogiem. Już chciałam odejść by nikomu nie przeszkadzać, ale rozpoznałam jeden głos. Syriusza. Podeszłam bliżej i zerknęłam na dziewczynę. Była wysoką, blondynką z niebieskimi oczami. Była ładna, nawet bardzo. Zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie.
- Daj spokój. Widzę jak na mnie patrzysz - Mówiła zalotnie.
- Mówię Ci, że Dorcas...
- Daj spokój! - Ona rzuciła się mu na szyję i pocałowała namiętnie w usta. On jej nie odepchną tylko odwzajemnił pocałunek. Nie mogłam na to patrzeć. Łzy napłynęły mi do oczu. Rzuciłam się do ucieczki. On usłyszał mnie, ale i tak biegłam przed siebie zaślepiona łzami. Zdradził mnie. Jak mógł. Mogłam się tego po nim spodziewać. Nie dogonił mnie, ponieważ miałam przewagę czasową. Wpadłam do Dormitorium zapłakana i rzuciłam się na łóżko. Kochana Lilka od razu do mnie podeszła i zamiast pytać co się stało po prostu mnie przytuliła. Kochałam ją za to.
- On mnie zdra-a-adził. - Wyjąkałam. Ona tylko mnie jeszcze mocnie przutuliła i zaczęła głaskać po głowie. Nagle do Dormitorium wpadł Łapa. Lily powiedziała, że zostawi nas samych. On rzucił się na kolana.
- Dorcas, to nie tak jak myślisz!
- Nie chcę ciebie słyszeć! Wynoś się stąd! Nie chcę ciebie znać!
- Posłuchaj mnie!
- Nie!
- Jeśli mnie wysłuchasz i nie wybaczysz to dam ci spokój.
- Niech ci będzie.
- Ja z nią chodziłem zanim byłem z tobą i dałem jej do zrozumienia, że z nią skończyłem. On  do mnie przyszła po tym meczu i nie dawała mi spokoju. Chciałem jej dać do zrozumienia, że kocham ciebie. A później się na mnie rzuciła i pocałowała.
- Ale ty odwzajemniłeś pocałunek! - Wytknęłam mu.
- Zrobiłem to odruchowo!
- I co z tego!
- Przepraszam.
- Pokaże ci coś. Weź tą szklankę.
- No mam i co?
- Teraz ją upuśc.
- No rozbiła się i co?
- Teraz ją przeproś i powiedź żeby się pozbierała. - Na to już nic nie miał. Po prostu posłał mi smutne spojrzenie i wyszedł.
_____________________
 Dorcas w moim wydaniu.


No i koniec rozdziału. Podobał się? Napiszcie swoje opinie w komentarzach. Mam nadzieję, że tak. Poniżej macie jeszcze taki rysunek znaleziony w internecie.
Ala 
12.07.2013

Rozdział 16.

Następny rozdział! Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Całkiem długi wyszedł.

Czytasz = komentujesz
Ala

_______________________________
[Oczami Lily]

Obudził mnie huk. W tym czasie obudziły się moje współlokatorki.

- Co to było? – Spytałam.

- Nie wiem. Sprawdźmy. – Odpowiedziała Dor.

Nie przebierając się z piżam zeszliśmy do PW. Było tam też parę innych osób z Gryffindoru, także nieprzebranych.

Nagle do pomieszczenie wpadli zziajani Huncwoci, którzy szybko zatrzasnęli drzwi. Remus cicho rzuci zaklęcie sklejające drzwi z framugą. Wszyscy rzucali pytające spojrzenia. Co oni tym razem wymyślili? Leżeli na podłodze i tarzali się ze śmiechu. Gdy się opanowali James zabrał głos:

- Właśnie załatwiliśmy wam wolny dzień o lekcji i wcześniejsze wyjście do Hogsmeade.

Dziś jest piątek, jutro mieliśmy iść do wioski i kupić prezenty na Mikołajki, które będą w niedziele.*

Już miałam skakać i piszczeć z radości, ale zapomniałam, że kłócę się z Jamesem i muszę trzymać fason.

- Co tym razem zrobiliście? – Spytałam nie miłym tonem.

- Och, Liluś…

- Nie mów na mnie Liluś. – Warknęłam.

- No więc Liluś, powinnaś nam raczej podziękować.

- Za co? Brak lekcji? Chodzimy do szkoły by się uczyć! – Zaczęłam już tracić cierpliwość.

- Odpowiem na twoje pierwsze pytanie. Podrzuciliśmy do sal lekcyjnych łajnobąby, które równo o 7: 00 miały się reaktywować. – Odpowiedział z dumą i przybił pozostałym huncwotom piątki.

- Nie wpadłeś na to, że Dumbledore jednym ruchem różdżki wszystko wyczyści?

- Och Liluś – prychnęłam na to zdrobnienie. Zaczęło już mnie naprawdę denerwować – Kupiliśmy to w specjalnym dziale u Zonka i były odporne na zaklęcia. – Rzucił beztroskim tonem.

- Skąd wiecie, że akurat będzie wyjście do Hogsmeade? – James już miał coś powiedzieć, ale wyprzedził go Syriusz.

- Zaufaj nam. My mamy swoje sposoby. – Powiedział i mrugną do Dorcas, a ona zarumieniła się i westchnęła. Już chciałam iść, ale Rogacz jeszcze dodał:

- Hej Evans, umówisz się ze mną? – Rzucił i uśmiechną się szelmowsko. Ja tylko prychnęłam, odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam do Dormitorium. Czemu on musi być taki denerwujący?

***

Siedziałam na śniadaniu z Dorcas. Ann jeszcze się przebierała, ale byłam pewna, że gada z Remusem i zaraz razem zejdą. Moja przyjaciółka nie zdawała sobie sprawy z tego, że cały czas papla o Syriuszu. Nie przejmowałam się tym zbytnio, ponieważ mogłam pomyśleć o tym co kupić przyjaciołom i rodzicom na mikołajki. Nagle zmieniłam temat:

- Kto to jest? – Spytałam wskazując na przystojnego chłopaka z Ravenclawu. Miał ciemnobrązowe włosy i brązowo-złote oczy.

- A to jest Will… - Zaczęła moja przyjaciółka.

- Jaki Will? – Wyłonił się spod ziemi Potter i przerwał Dorcas.

- Nie twoja sprawa. – Odpowiedziałam sucho.

- Pamiętaj, że jesteś tylko moja!

- Jeszcze czego! – I zaczęłam jeść dalej.

- No więc kto to jest ten William?

- Will.i.am? Taki tam amerykański reper.

- Wiesz o co mi chodzi!

- Wiem i to nie jest twoja sprawa!

- Właśnie, że jest!

- A niby dlaczego skoro nie jesteś specjalnie związany z moim życiem? – Uśmiechnęłam się chytrze. Patrzyłam jak został zbity z tropu. Dał spokój i dołączył do Remusa i Petera.

- No więc to jest Will Spare. – Kontynuowała Dorcas. - On jest teraz na szóstym roku. Jest szukającym i jednocześnie kapitanem  Ravenclawu. Ma ciemnobrązowe włosy i złote oczy…

- Wiem widzę. – Przerwałam poirytowana.

- Okej, okej.  Przyjaźni się z Tomem Brown i Louisem Green. Leci na niego wiele dziewczyn, chyba nie muszę mówić dlaczego, ale aktualnie żadnej nie ma. Najbardziej lubi zielarstwo. Jego rodzice, Sophie i Jim, oboje pracowali jako gracze Quidditcha. Aktualnie jego mama nie pracuje, ponieważ wcześniej zarobiła na swoje całe życie, a ojciec jest trenerem Armat z Chudley, które są aktualnie najlepsze na świecie. – Skończyła swój monolog, a ja wpatrywałam się w nią zdziwiona.

- Skąd to wszystko wiesz?

- Wiem wszystkie najważniejsze informacje o najfajniejszych chłopakach w szkole.

- A składników eliksiru Wieloskokowego to się nie mogłaś nauczyć. – Zaśmiałam się.

- Pff, ale przyznać, że przystojny jest ten William. Gdybym nie chodziła z Syriuszem i gdyby tobie nie wpadł on w oko to bym się z nim umówiła. – Powiedziała, a my znowu wybuchłyśmy śmiechem.

- To kiedy zamierzasz się z nim umówić?

- Eeee, a skąd takie przypuszczenie?

- Błagam ciebie! Wpatrujesz się w niego jak w obrazek!

- Aż tak to widać!

- Nie, tylko ja jestem tyka spostrzegawcza. – Powiedziała z sarkazmem.

- A co mam powiedzieć, żeby się ze mną umówił? Przecież on nigdy nie zwróci uwagi na kogoś takiego jak ja!

- Zakochałaś się!

- Cicho bo jeszcze ktoś usłyszy! – Uciszyłam ją.

- Po pierwsze nie możesz bezpośrednio do niego podejść. Musisz delikatnie, ale nie nachalnie zwrócić jego uwagę. Pokazać, że jesteś atrakcyjna, słodka, ale też inteligentna. Jeśli dobrze się spiszesz to sam ciebie poprosi. Najlepiej będzie dziś w Hogsmeade. Zrobimy tak…

***

- Nie, nie, nie! Masz założyć to. – I podała mi ubrania, które miałam założyć.

- Ale ja w tym zmarznę!

- I co z tego? To się idealnie komponuje z twoimi pięknymi włosami, które zwiążemy w luźnego warkocza.

- Ale...

- Patrz w co ja się ubieram! - I pokazała mi swój zestaw ubrań.

- A co, Lily znalazła sobie wreszcie kogoś?

- Ej, po prostu wcześniej nikt mi nie wpadł w oko! - Dorcas machnęła ręką bym się uciszyła.

- Lilka wpatruje się w niego jak w obrazek. 

- Ale kto to?

- William Spare. - Powiedziałam z rozmarzeniem.

- O! Widzę, że bierzesz towar z wyższej półki.

- A ty Ann w co się ubierasz? - Zmieniła temat Dorcas.

- Pewnie jakąś wygodną bluzkę i ciepłą kurtkę. A co?

- Nie ma mowy! Masz założyć to.

- Co? Ta kurteczka przed niczym nie chroni!

- Bo nie ma! Ma tylko ładnie wyglądać. - Na nic zdały się nasze protesty, nasza przyjaciółka była niewzruszona. Pół godziny później, wytapetowane jak nie wiem co, zeszłyśmy do PW. Parę męskich oczu wpatrywało się w nas z zaciekawieniem, ale my nie zwracałyśmy na to uwagi. Już w wiosce każda ruszyła w swoją stronę. Najpierw ruszyłam do perfumerii i tam kupiłam dla Dorcas magiczne perfumy o zapachu cynamonu i wanilii i działały tak długo ile chciał właściciel. Dla mamy to samo tylko o zapachu czekolady. Następnie ruszyłam do Miodowego Królestwa. Był tam straszny tłum. Po krótkim namyśle kupiłam dla Petera duże opakowanie karaluchów waniliowo-czekoladowych i dwie miętowe ropuchy. Obok cukierni znajdował się równie zatłoczony sklep Zonka. Kupiłam tam prezent dla Syriusza: Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności XXL z dopiskiem "Działa aż 2 godziny!!!". Dla taty wzięłam cukierki, po których się nie fałszowało podczas śpiewania pod prysznicem. Następnie skierowałam się do sklepu z sprzętem do Quidditcha. Tam dla Jamesa znalazłam Najnowszego Znicza do Ćwiczeń. Na koniec poszłam do księgarni. Tam kupiłam dla Remusa Ponad Programowe Zaklęcia dla Zaawansowanych, dla Ann jakieś mugolskie romansidło i książkę fantasy dla Petunii. Wszystko wrzuciłam do torebki na którą rzuciłam zaklęcie powiększająco - zmniejszające. Teraz był czas na wcielenie w życie mojego i Dorcas plany na Williama. Poprawiłam lekko fryzurę i makijaż. Spojrzałam na zegarek. 12:38. Idealnie. Ruszyłam w stronę Trzech Mioteł. Wiedziałam, że on o 12: 40 umówił się w tym pabie z kumplami. Przy drzwiach był wieszak na kurtki. Stanęłam przy nim i czekałam z pół minuty i w drzwiach stanął William. Jego widok zaparł mi dech w piersiach. Był taki przystojny!Zaczęły mnie brać wątpliwości. A co jak się nie uda i weźmie mnie za jakąś idiotkę? Zaczęłam się rozglądać nerwowo po pomieszczeniu szukając wsparcia. Przy oknie siedziała moja kochana Dorcas popijająca kawę. Uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. Zebrałam się w sobie i zaczęłam przedstawienie. 

Zaczęłam zdejmować kurtkę, którą powiesiłam na wieszaku. Odwróciłam się i "potknęłam" o nie równą podłogę. Will oczywiście mnie złapał swoimi umięśnionymi ramionami. Poczułam motyle w brzuchu. Niechętnie wyszłam z jego uścisku i uśmiechnęłam się słodko:

- Ojej, przepraszam. Nie chciałam. - Zaczęłam robić słodkie minki i zgrywać idiotkę.

- Nic się nie stało. Jestem Will. Will Spare. - Powiedział swoim głębokim głosem i uśmiechną się. Chciałam odpowiedzieć "wiem", ale się opanowałam i również się uśmiechnęłam.

- Lily. Lily Evans. Miło mi ciebie poznać.

- Mi ciebie też. Dosiądziesz się do mojego stolika?

- Z chęcią. - Powiedziałam spokojnym głosem, ale w środku dosłownie skakałam ze szczęścia. Ruszyliśmy do stolika w rogu przy ścianie. Gdy oboje mieliśmy przed sobą kufel kremowego piwa zaczęłam rozmowę:

- To chodzisz do Ravenclawu? Tak?

- Tak, jestem na szóstym roku. Ty jesteś w Gryffindorze na piątym roku, prawa?

- Tak, skąd wiesz?

- A kto nie wie? Dzięki Potterowi każdy ciebie zna.

- Brr, one jest straszny!

- Też za nim nie przepadam.

- To jesteśmy razem jedyni w szkole. Czemu nie lubisz?

- Moi rodzice oboje grają w Quidditcha i odziedziczyłem po nich trochę talentu, ale głównie musiałem ćwiczyć z ojcem. Na trzecim roku grałem jako szukający i zapewniłem mojej drużynie zwycięstwo. Ale rok później do gryfońskiej drużyny przyszedł Potter i to on tym razem dał swojej drużynie zwycięstwo, a my byliśmy drudzy. Przez to, że on się urodził z ogromnym talentem to on jest znany jako najlepszy szukający, chociaż ja pracowałem na to od 4 roku życia. - Wycedził ze złością.

- Też za nim ni przepadam i chyba nie muszę mówić z jakiego powodu.

- Może zmieńmy temat?

- Jestem za.

- To kim są twoi rodzice?

- Oboje są niemagiczni. Mama jest projektantem wnętrz, a tata lekarzem. Całkiem nieźle zarabiają.

- Masz rodzeństwo?

- Mam siostrę Petunię, ale uważa mnie za dziwoląga, ponieważ jestem czarownicą. - Skrzywiłam się. - A ty masz?

- Nie. Jestem jedynakiem, niestety. - Kątem oka zobaczyłam, że do Trzech Mioteł wchodzi James z Syriuszem. Stałam się o parę centymetrów niższa. Modliłam się w myślach by nie spojrzał w stronę naszego stolika. Podszedł do Dorcas i Ann, które coś tam zaczęły kręcić. On chyba nie szczególnie im wierzył więc zaczął się rozglądać. Chyba nas nie zauważył. Odetchnęłam z ulgą. Niestety parę milisekund później Syriusz wskazał w naszą stronę. Starałam się jak najbardziej ukryć twarz we włosach, które jak na złość musiały się wyróżniać, ponieważ były rude! Próbowałam skupić się na rozmowie z Willem na temat, który z klubów Quidditcha jest najlepszy, ale nie mogłam, ponieważ zbliżał się tu James, który miał zaraz zniszczyć tą magiczną chwilę. Nagle wpadłam na pomysł. Przerwałam Willowi jego monolog o Armatach z Chudley:

- Może przejdziemy się po błoniach, co?

- Ja chętnie. - Odparł z entuzjazmem. Ja odetchnęłam z ulgą i weszliśmy w labirynt stolików omijając zręcznie Jamesa. Szliśmy po zaśnieżonych błoniach rozmawiając o wszystkim i o niczym. Następnie urządziliśmy WIELKĄ bitwę na śnieżki. Dzięki mojej "kochanej" Dorcas byłam przemoknięta do suchej nitki. O około 19 odprowadził mnie pod portret Grubej Damy. Dał mi buziaka w policzek i umówiliśmy się na następne spotkanie "przyjacielskie" jutro o 14:30. W Dormitorium opowiedziałam o wszystkim dziewczynom i po krótkim prysznicu położyłam się do łóżka. 

______________________________________________

* Wiemy, że w HP (a właściwie w całej Anglii) było tak, że prezenty sobie kupowali tylko na Boże Narodzenie, ale my zrobimy i to i to :D



Powyżej jest taki tam rysunek narysowany przeze mnie. Na początku miała być Lilka (rude włosy i zielone oczy dla charakterystyki ;D), ale uznałam, że nie będę kolorować i wyszła zwykła dziewczyna ;D 
Ala

Rozdział 15.

To taki krótki rozdział by uzupełnić czas pomiędzy rozdziałami. Jeszcze dzisiaj będzie następny, tylko tym razem napisany przez Alę.
czytasz = komentujesz
Maja
_____________________
 
Z DZIENNIKA LILY
 
22 listopad, wtorek 
  Głupi, głupi Potter! I ci jego koledzy. Szlaban doprowadził do szału McGonnagal i zaostrzyła rygory. Wszystko przez tego głupka! Z tym jego Quidditchem. Chociaż bez niego w tym Mrocznym Lesie byłoby jeszcze okropniej.
 
23 listopad, środa
  Huncwotom zachciało się kolejnych żałosnych żartów. Widocznie dla nich to był tylko pic na wodę. Przemalowali skórę wszystkim uczniom razem z sobą, by nie było na nich, a później w PW odczarowali TYLKO SIEBIE.
 
24 listopad, czwartek
  Dzisiaj biegnąc do biblioteki spadłam ze schodów. Tylko tyle pamiętam.
 
27 listopad, niedziela
  Dopiero teraz się ocknęłam i jestem w stanie pisać. Pani Pomfrey stwierdziła, że połamane żebra to częsty i łatwy przypadek, ale JA jestem wyjątkowa i trochę sobie poleżę.
 
28 listopad, poniedziałek
  Ann przyniosła mi jakąś mugolską książkę i jest ekstra. Na przykład ten fragment:
 
– Wpadnijmy do tego fast fooda – poradził Net.[...]
[Felix, Net i Nika] weszli do środka i zbliżyli się do wolnej kasy.
– Trzy razy mielone świńskie racice – czarująco uśmiechnął się Net – z emulgatorami, w papce z benzoesanu sodu i glutaminianu potasu polanego utwardzonymi tłuszczami z dodatkiem wypełniacza, spulchniacza i aromatu ponoć identycznego z naturalnym.[...]
– Nie... mamy czegoś takiego...
– Macie, macie. [...] Nazywacie to cheeseburgerem. - [...]
– No nie! – Net zajrzał do wnętrza pudełka z cheeseburgerem. – Bułka przykleiła się do tektury.
– Zjedz z pudełkiem – poradził Felix. – To niewiele zmieni.
Felix, Net i Nika oraz Pałac Snów, Rafał Kosik 
 
29 listopad, wtorek
  No to se tu polerze do soboty. Po lekcjach przyszła do mnie Dorcas. Spisałam od niej lekcje a potem nauczyła mnie jakiejś piosenki, która akurat jest na topie.
 
30 listopad, środa
  Jestem spisana na stracenie. Żadna dziewczyna ani nikt normalny dzisiaj nie przyszedł. Tylko Potter. Podarował mi breloczek do bransoletki. Po tym jak mu zaprezentowałam piękny rzut nią przez środek okna na serio się wkurzył i wyszedł. Szkoda mi tylko breloczka bo był całkiem spoko.
 
1 grudzień, czwartek
  Na szczęście, dzisiaj, nie przyszedł Potter tylko Ann z…  Syriuszem (?!) i powiedzieli, że jutro mecz Puchoni – Krukoni. Potem Black sobie poszedł a ja pogadałam z przyjaciółką oraz spisałam od niej lekcje.
 
2 grudzień, piątek
  Chyba się na Ann obrażę. Ja tu siedzę, właściwie leżę, i się nudzę a ona wchodzi, mówi że Krukoni wygrali i wychodzi.
 
3 grudzień, sobota
  … cztery, trzy, dwa, jeden, wolność! Właśnie teraz, o godzinie 10:26, opuszczam to przeklęte i nudne miejsce z obietnicą, że zawsze będę patrzeć pod nogi.
 
4 grudzień, niedziela
  Już za dwa dni Mikołajki. Black zrobił na suficie w Pokoju Wspólnym wielki napis "Lily wyzdrowiała". Potterowi by to nawet przez myśl nie przeszło. A potem urządzili w PW imprezę pod pretekstem "mojego powrotu do zdrowia". Była to teoretycznie impreza dla mnie, ale byłam zmęczona i poszłam spać nawet tam nie zaglądając.

Obserwatorzy

Layout by Yassmine