Helo! Ten rozdział
jest chyba najdłuższy z wszystkich. Ma dziewięć stron w Wordzie. Napisałam go z okazji moich
urodzin, które są dzisiaj. Tak, obchodzę dzisiaj, 21 lipca, moje 12 urodziny.
Teraz jestem nad naszym polskim morzem i wyleguję się na plaży. Zostanę tu do
28 lipca. Następna notka może się pojawić gdzieś na początku sierpnia, napisana
już przez Maję.
Z rozdziału jestem
bardzo zadowolona i mam nadzieję, że Wam się także spodoba. Wakacje dodają weny
:D. Jest tu trochę wątku Dorcas&Syriusz.
Proszę o komentarze!!!
MIŁYCH WAKACJI!
Ala
__________________
[Oczami Lily]
Obudziły
mnie pierwsze promyki słońca. Moje przyjaciółki jeszcze spały. Kątem oka
zerknęłam na zegarek. 5 rano?! Jak ja mogłam się obudzić o tej porze wyspana?
Nie mam zielonego pojęcia. Chociaż… Pewnie ze szczęścia! Wczoraj, w sobotę,
ponownie spotkałam się z Williamem. Było CUDOWNIE. Jesteśmy już oficjalnie
parą! Na koniec gdy mnie odprowadzał pod portret Grubej Damy pocałował mnie w
policzek. Na razie tyle mi wystarczy. U nóg mojego łóżka stał stosik prezentów.
Z podnieceniem rzuciłam się na niego i wzięłam pierwszy z brzegu. Był od mojej
kochanej Dori. Zobaczyłam cudną sukienkę z kolczykami. Sukienka była krótka, zwiewna w
kolorze malin i z grubym paskiem związanym pod biustem. Kolczyki długie,
wiszące i w tym samym kolorze co sukienka. Do pakunku była karteczka:
"Obyś zwaliła Willa z nóg przy najbliższej imprezie :*". Musze jej podziękować
od razu jak się obudzi. Odłożyłam do pudełka odzież i położyłam koło łóżka
myślami będącymi już przy następnym pakunku po którego sięgałam. Był od Petera.
Wiedziałam już czego się spodziewać: najlepszej czekolady w Miodowym
Królestwie. Nie myliłam się. Odpakowałam od razu i wsadziłam sobie kawałek do
ust. Była bardzo dobra, jak inne rzeczy w tym sklepie. Następny przysłał mi
Syriusz: zestaw koronkowej, czarnej bielizny. Prawie wybuchłam śmiechem na
widok teko niecodziennego podarunku. Prezent Remusa nie zaskoczył mnie, ale
także ucieszył. Była pod tytułem "Eliksiry dodatkowe dla Zaawansowanych.
Zaskocz swojego nauczyciela.". Tuż obok była średniej wielkości paczuszka
od Ann; perfumy takie same co kupiłam mamie i Dorcas tylko o zapachu słodkich
kwiatów. Przy łóżku leżała jeszcze tylko jeszcze jedna paczka. Była bardzo duża
jak na prezent mikołajkowy. Otworzyłam delikatnie papier i zapięło mi dech w
piersiach. Była to najnowsza miotła: Strzała 2001. Wcześniej miałam
Strzałę 2000 i ona była bardzo droga, ale następny najnowszy model? Ona musiała
kosztować krocie. Nie mogę jej przyjąć, nawet wiedząc, że rodzice Jamesa są
bardzo bogaci. Mimo to prezent był bardzo kuszący do przyjęcia. Zerknęłam
ponownie na mój zegarek. Była 6:30. Następne pół godziny przeglądałam
książkę od Remusa. O 7:00 obudziłam dziewczyny. Razem z nimi zaczęłam
przeglądać ich prezenty. Dorcas dostała perfumy ode mnie, słodycze od Petera,
sukienkę od Ann, książkę na temat Obrony Przed Czarną Magią od Remusa (chciała
zostać w przyszłości Aurorem), naszyjnik z serduszkiem od Syriusza i eliksir
miłosny od Jamesa (jak by był jej potrzebny). Ann dostała: sukienkę od
Dori, Remusa śliczną bransoletkę, Petera tradycyjnie słodycze, Syriusza
eliksir na pewność siebie i od Jamesa perfumy. Gdy pokazałam dziewczynom moje
prezenty cieszyły się razem ze mną, ale gdy pokazałam miotłę także
zapięło im dech w piersiach. Od razu zaczęły mnie namawiać na zatrzymanie
miotły. Na szczęście nie uległam tej WIELIEJ pokusie. W końcu
nie mogłam porównywać mojego prezentu dla Jamesa z tym jego dla mnie.
Potem
ubrałyśmy się i zeszłyśmy na dół do PW. Ja jeszcze wzięłam prezent od Rogacza w
ręce by mu go oddać. Huncwoci siedzieli na kanapie chwaląc się swoimi
normalnymi prezentami. Pewnie nie przynieśli tych wszystkich czekoladek od
fanek, które pewnie były nafaszerowane eliksirem miłosnym. Otaczał ich mały
tłumek. Podeszłyśmy do nich i ja zaczęłam:
- Potter
- powstrzymałam się od użycia jego imienia - co to jest? - I wskazałam na
miotłę. Wszystkie pary oczu zostały skierowane no miotłę. Fanom Quidditcha
opadły szczęki.
- No nie
widzisz Lily? Najnowszy model miotły od twojego Jamesa. - Uśmiech nie schodził
mu z twarzy.
- Czemu
mi takiej nie kupiłeś? - W trącił się z żalem w głosie Syriusz. Zignorowałam go.
- Nie
mogę tego przyjąć.
-
Dlaczego?
-
Porównaj koszty mojego prezentu i twojego prezentu i wyjdzie ci odpowiedź.
- Ale
Liluś, koszty to dla mnie nie problem.
- Czy ty
wiesz ile to kosztuje? 2000 Galeonów!
- Oddasz
mi przy następnej okazji.
- Tyle,
że ty mi znowu kupisz coś tak drogiego!
-
Obiecuję, że jak to przyjmiesz to następnym razem kupię Ci coś normalnego. -
Obiecał. - Wyliczając z tego twoje 17 urodziny. - Mruknął.
- Nie!
- No
proszę!
- Ja
nawet nie będę jej tak znowu często używać!
- Jak
wstąpisz to drużyny to będziesz z niej częściej korzystać. - Zamyśliłam się.
-
Wstąpię do drużyny pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Ożywił się.
- Nie
będziesz już tak znęcał się nad drużyną i treningi w normalne dni będę trzy lub
cztery dni w tygodniu. Przed ważnymi egzaminami dwa, ale przed meczami mogą być
codziennie.
- Ale...
- Nie
masz czego dyskutować. Tak, albo w ogóle!
- Hmm,
niech ci będzie. Zgadzam się. - Pierwszy raz od naszej kłótni niszczącą
przyjaźń uśmiechnęłam się do niego szczerze, a nie kpiarsko jak miałam w
zwyczaju.
- Dzięki
za miotłę. Jest super. Po śniadaniu ją przetestuję. - Powiedziałam nadal
uśmiechając się. Może wreszcie skończy z tą randką i będziemy się zwyczajnie
kumplować? Ruszyłam z powrotem do pokoju. Byłam już przy drzwiach, ale on
jeszcze dodał to okropne zdanie.
-
Umówisz się ze mną? - Dobry humor natychmiast ze mnie uleciał, a uśmiech spełz
z mojej twarzy.
- Nie
dasz mi spokoju, prawda? - Westchnęłam.
- Eeee,
no pomyślmy... Nie? - Powiedział z ironią.
- Nawet
jak bym chciała to nie mogę. - Uśmiechnęłam się tryumfalnie.
- A to
dlaczego? - Powiedział trochę zbity z tropu moją pewnością siebie.
-
Ponieważ mam już chłopaka? - Wszyscy uczniowie obecni w pokoju przypatrywali
nam się pytająco. Dziewczyny były szczęśliwe, ponieważ James mógł sobie już dać
ze mną spokój. Parę osób, głównie ta męska część, byli zawiedzeni. Przynajmniej
takie miałam wrażenie.
- A to
niby jakiego? - Powiedział dalej pewny siebie, ponieważ pewnie: Albo
nie uwierzył. Albo udawał. Albo ani trochę go to nie interesowało razem z tą
randką o którą ciągle pytał, ponieważ chciał tylko cały czas robić na złość
przyjaciółce Smarkerusa. Nie wiedziałam na co stawiać.
- A taki
jeden. Całkowite przeciwieństwo CIEBIE. - Powiedziałam udając całkowity brak
zainteresowania. - No wiesz, on jest przystojny, opiekuńczy, dobrze się uczy i
przede wszystkim jest BARDZO DOBRY W QUIDDITCHA. Czyli jak mówiłam całkowite
przeciwieństwo ciebie. - Mówiąc to byłam bardzo pewna siebie. Tym razem to ja
chciałam mieć ostatnie słowo.
- Imię,
nazwisko, dom? - Mówił nadal pewnym siebie głosem. Pewnie mi nie wierzył.
-
William Spare z Ravenclawu. - Powiedziałam wolno i cały czas patrząc mu w
oczy by miał pewność, że nie kłamię.
- Ten
idiota ma być ode mnie przystojniejszy, zdolniejszy i lepszy w Quidditcha?
Chyba sobie kpisz.
- Ty to
chyba masz za dużo pewności siebie, skoro usadawiasz siebie tak wysoko.
- Każdy
tutaj twierdzi, że ja jestem we wszystkim najlepszy. Syriusz?
- Oczywiście!
- Łapa był chyba przeszczęśliwy, że w końcu może wejść w dyskusję i być po,
jego zdaniem, wygranej stronie. - Zaczynając od kwestii wyglądu. William z
pewnością jest brzydszy! Ktoś zaprzeczy? - Podniosłam rękę. Za mną stawiły się
moje przyjaciółki (chodź Dorcas z trudem zaprzeczyła swojemu chłopakowi) i parę
moich cichych wielbicieli oraz tych którzy nie lubili Jamesa. Powiem szczerze:
mało ich było w porównaniu do fanek Jamesa i wielbicieli kawałów Huncwotów. -
Mamy odpowiedź. - Uśmiechną się szelmowsko. - Teraz temat zdolności. Kto
zaprzeczy, że James jest zdolniejszy? - Ten sam zestaw. Zaczęłam się
denerwować. Wszyscy tak uważali, ponieważ po prostu lubili i podziwiali
Huncwotów i nie chcieli stracić ich tolerancji. - Ostatni temat, na który nie muszę
urządzać głosowania: Quidditch. Nie wiem czy jesteś tego świadoma, Evans, że
odkąd James jest szukającym to Gryffindor miał Puchar Quidditcha, a Krukoni
byli zawsze drudzy. Temat skończony! Już wiemy, że JAMES jest lepszy. - Imię
swojego najlepszego przyjaciela zaakcentował. Mimo, że teoretycznie byłam
przegrana to ja praktycznie miałam większe szanse na wygraną, ale oni jeszcze
tego nie wiedzieli.
- Może
według większości Gryfonów ty jesteś lepszy, Potter, ale to nie zmienia faktu,
że ja chodzę z Williamem. - Powiedziałam z wyższością i uśmiechnęłam się
kpiarsko. Zaczynałam mi się podobać ta dyskusja. Jamesowi i Syriuszowi
chyba zabrakło argumentów.
-
Pożałujesz jeszcze swojej decyzji Evans. - Odparli i wyszli z PW na śniadanie.
Uczniowie nadal przyglądali się mi, ale ja uśmiechnęłam się z wyższością,
odwróciłam na pięcie i poszłam do swojego Dormitorium odłożyć miotłę. Już
wiedziałam, że nasze byłe chwile przyjaźni nigdy nie wrócą i muszę się z tym
pogodzić. Uświadomiłam sobie także podczas tej rozmowy, że już nie traktuję
Jamesa "ulgowo" jak to było wcześniej tylko już naprawdę nienawidzę
Jamesa. Wcześniej tylko udawałam, teraz już nie muszę.
Nim się
obejrzałam odkładałam prezent od Pottera (NIE JAMESA!!!) do kufra.
- Ale
się dzisiaj...
- Nie
kończ! On jest taki wkurzający! Czemu on musi się tak opisywać?!
-
Stuprocentowo się z Tobą zgadzam Lily. - Poparła mnie Ann. - Może ciebie
kochać, może uważać, że William jest od niego gorszy, może uważać, że to on
jest najlepszy na świecie w Quidditcha, ale NIE może narzucać swojej woli
innym! - Powiedziała Ann kończąc już krzycząc. Pierwszy raz widziałam ją taką
zdenerwowaną. - Z pewnością zauważyłyście, że te po******one fanki były za nim
tylko dla tego, że są sławni lub się w nich "zakochały"....
- Ann
zgadzam się z tobą, ale... - Przerwała jej Dorcas, ale na marne.
- Reszta
tylko przez ich popularność. TO JEST CHORE!!! - Wrzeszczała. Biedna Dorcas na
marne próbowała ją uciszyć. Chyba musiałam wejść do akcji.
- Teraz
mam ochotę ich po prostu...
-
ANNABETH LORENCE! Ogarnij się! - Ucichła, ale jeszcze dodała:
- Nie
mów na mnie tak! To imię jest dziwne i za długie. Nie lubię go. - Powiedziała
już spokojnie, ale stanowczym głosem.
-
Dobrze, ale posłuchaj mnie. - Mówiłam łagodnym głosem. – Zgadzam się z tobą,
ale nie możesz tak wrzeszczeć. Zachowajmy swoje myśli. Prędzej, czy później
pożałuje swojego zachowania. Teraz już chodźmy na śniadanie. – Skończyłam i już
chciałam wychodzić, ale moja przyjaciółka jeszcze dodała:
-
Obiecajcie, że się zemścimy. – Zdziwiłam się jej pragnieniem zemsty. Ann nieźle
się zdenerwowała. Już współczułam Potterowi. – OBIECAJCIE!!! – Nie miałyśmy
wyboru, ale ja i tak bym się zgodziła.
-
Obiecuję Ann. – Powiedziałam.
- Ja
też. – Dodała Dorcas.
-
Załurzmy też takie stowarzyszenie jak Huncwoci. Tylko damskie oczywiście.
Będziemy działać po kryjomu, by nie zniszczyć naszej reprutacji u nauczycieli.
– Mówiła powoli, siedząc spokojnie na łóżku z zamkniętymi oczami, ale zaciskała
ręce w pięści.
- Na przykład
Huncwotki? – Zasugerowała niepewnie Dorcas.
- Może
być. My nie będziemy się znęcać nad młodszymi i Ślizgonami, tylko na nich by
poczuli jak to jest. Jak to jest gdy jesteś poniżany przed całą szkołą i NIC
nie możesz zrobić.
-
Wchodzę w to! - Zgodziłam się. Dorcas widocznie się jeszcze zastanawiała i
wiedziałam dlaczego. Zwróciłam się do niej. - Dori, Syriusz z pewnością z tobą
nie zerwie z jakiegoś jednego głupiego kawału. Jeśli kocha to nawet się nie
będzie nad tym zastanawiać.
- A
jeśli nie kocha?
- To nie
warto z nim być.
- Okej,
przekonałaś mnie. Wchodzę w to!
- Super,
teraz wychodzimy z tond jak by nigdy nic i uważamy, że tamta dyskusja z Jamesem
nas nie przejęła. Okej?
- Tak. -
Odpowiedziałyśmy razem i zeszłyśmy na dół. Plotkowałyśmy o różnych rzeczach,
ale moją i z pewnością moich przyjaciółek głowy zaprzątała zemsta. Szłyśmy tak
i szłyśmy aż doszłyśmy do drzwi przez, które weszłyśmy do WS. Usiadłyśmy na
swoich miejscach i zaczęłyśmy jeść dalej rozmawiając, nie zwracałyśmy uwagi na
ciekawskie spojrzenia. Parę miejsc dalej siedzieli Huncwoci. Intuicja mi
podpowiadała, że Syriusz i James przysłuchują się wszystkim naszym słowom.
Niespodziewanie podszedł do mnie Will. Ja, razem z moimi przyjaciółkami i
innymi najbliższymi uczniami zwróciliśmy na niego oczy. Rzadko się zdarzało, że
jakiś uczeń dosiadał się do nie swojego stołu. On nie zwrócił na innych uwagi
tylko dosiadł się obok mnie. Kątem oka zobaczyłam, że twarz James zrobiła się
czerwona. Uśmiechnęłam się tryiumfalnie w duchu.
- Ja ci
nie przeszkadzam Lil. – Zaczął używając tego zdrobnienia, na które pozwalałam
tylko najbliższym mi osobom, w tym mamie, tacie, Dorcas, Ann i teraz Will.
Jamesowi nigdy nie pozwoliłam, wolałam już Liluś. – Chciałem ci tylko dać
prezent Mikołajkowy, którego nie wysłałem, ponieważ wolałem dać Ci go
osobiście. – Podał mi kopertę. Zaczęłam ją odklejać podczas czego wszyscy
najbliżsi uczniowie przypatrywali nam się ciekawsko. Nawet Huncwoci już nie
robili tego ukradkiem.
- To
może ja to zobaczę później. – Powiedziałam z poważną miną, ale prawie
wybuchałam śmiechem.
- Lilka!
– Pisnęła Dorcas. – No otwórz to wreszcie! – Ja i Will wybuchneliśmy śmiechem.
Innym chyba nie było do śmiechu.
- Dobra,
dobra otwieram. – Otworzyłam i nie wyjmując prezentu z koperty przeczytałam co
było na tym kawałku papieru. Rzuciłam się mojemu chłopakowi na ramiona i mocno
przytuliłam cały czas dziękując.
Dorcas
odezwała się całkowicie poważnie.
- Lily
jak mi zaraz tego nie pokażesz to przysięgam…
- Masz –
powiedziałam i podałam jej kopertę. Ona zaczęła czytać na głos.
- Mecz Quidditcha. Armaty z Chudlay i
Sokoły z
Heidelburgu Miejsca: V.I.P., loża honorowa, pierwszy rząd. Data: 28
grudnia, 15:00. O mój Boże! – Powiedziała i zaczęła piszczeć. – Ale
ty masz farta!!!
- Ty
też. Powiedział. Są tam dwa bilety, bo pomyślałem, że Lily przyda się
towarzyszka. Ja mam jeszcze parę takich biletów od ojca. Sorry, że nie mam dla
ciebie Ann, ale ty podobno nie interesujesz się Quidditchem. Jak chcesz to mogę
tobie też dać.
- Nie,
nie trzeba. Naprawdę nie interesuje się tym sportem. – Po tej krótkiej wymianie
zdań ja i Dorcas cały czas piszczałyśmy z uciech przytulając Williama dopóki
nie uciszyli nas nauczyciele. Dopiero w tedy zauważyłam, że uczniowie
przypatrują się nam z zazdrością. Huncwotów nie było. Trochę się uspokoiłyśmy.
Wzięłam bilety i razem z Dori i Willem wybiegliśmy z WS unikając konfrontacji z
parowa fanami tej gry. Wyszliśmy na błonia.
- Co powiecie na mały
trening, tylko nasza trójka?
- Dla mnie ekstra. -
Powiedział mój chłopak.
- Ja tam nie wiem. –
Za wachała się Dorcas. - Z tą twoją Strzałą 2001 to nigdy nie wygram!
- Masz Strzałę 2001?!
To najnowszy model i wyjdzie dopiero z tydzień! Tylko zawodowi gracze już je
mają!
- Dostałam ją na
mikołajki.
- Od kogo?
- Pottera. -
Powiedziałam niechętnie
- Co?!
- Nieważne. To co, za
15 minut na boisku?
- Okej. -
Odpowiedzieli jednocześnie. Je z Dorcas poszłyśmy razem do naszego Dormitorium.
Przegrałyśmy się w nasze szaty do Quidditcha i zeszłyśmy na dół na
boisko. Will już tam czekał. Niestety z towarzystwem.
- Sorry – powiedział
na wstępie – kiedy zobaczyli, że się zakładam strój do Quidditcha powiedzieli,
że idą ze mną. – Wskazał na grupkę szóstoklasistów. Było ich chyba z siedem.
- No cóż. Możemy
zagrać mecz.
- Jest nas za mało.
Brakuje trójki graczy.
- Szkoda. To co
robimy? – Nie usłyszałam odpowiedzi, ponieważ przyszli Huncwoci. Ten w
okularach powiedział do przyjaciół:
- Zajęte. To co
robimy? Dołączamy się, czy robimy wypad do Hogsmeade?
- Hej! – Krzyknęłam.
– Gracie? Brakuje nam trzech graczy. – Przystali na tę poropozycje, chociaż ja
bym wolała żeby ktoś inny nam towarzyszył.
- Spoko. Gram ja
i Syriusz. Petera możecie postawić na bramce.
- Okej. LUDZIE! Ci co
grają tutaj! – Krzyknęłam. Po jakieś 10 minutach podzieliliśmy się na drużyny.
Byłam ja, Dori i Tom Brown jako ścigający, Louis Green i Austin McNerney jako
pałkarze. Joe Ford jako obrońca i Will szukający. W przeciwnej drużynie był
Syriusz, Jacob Hoover i Tyler Owen jako ścigający, Ryan i Troy Daviesowie jako
pałkarze, Potter to szukający i biednego Petera jako obrońca, którego wzięli
tylko z grzeczności.
Zaczęliśmy grę.
Wystrzeliłam w górę. Dosłownie. Moja miotła była przeraźliwie szybka. Dla
rozgrzewki zrobiłam jedno kółko wokół boiska i zrobiłam je strasznie szybko.
Było cudownie! To takie było takie super uczucie. Jakby nigdy bym nie miała
żadnych problemów. Nigdy chyba nie czułam się lepiej.
Nie było
komentującego, ale Remus spełniał rolę sędziego. Syriusz pierwszy złapał kafla,
ale ja go przechwyciłam gdy rzucał do Jacoba. Przeleciałam jakieś 50 metrów i
podałam do Toma. On znowu podał do mnie, ale ja z przymusu podałam do Dorcas,
która celnie trafiła do prawej obręczy. Przeciwnicy przejęli kafla i w szybkim
tempie dotarli na naszą stronę boiska, lecz nasi pałkarze uderzyli tłuczkiem w
posiadacza czerwonej piłki by ją upuścił i mu się udało. Przejęłam piłkę i parę
razy podając ją do Dorcas dostaliśmy następny punkt. Grając tak było 100: 40
dla nas. Nagle Potter zrobił Zwód Wrońskiego, ale niestety Will się nabrał.
Zdążyłam tylko krzyknąć „Nie! To Zwód” i William nie przyhamował. Rozwalił się
o ziemię, a Rogacz w tym czasie złapał znicza. Wygrali 190:100. Potter podszedł
do mnie
- I co Evans, nie
przyznasz, że jestem lepszy? – Nie odpowiedziała tylko podbiegłam do Williama
przy którym stali jego najlepsi przyjaciele, Tom i Louis. Był nie przytomny.
Miałam ochotę walnąć Pottera w twarz. Powstrzymałam się i wyczarowałam
niewidzialne nosze dla chłopaka. Poszłam z nim do Skrzydła Szpitalnego.
Pielęgniarka powiedziała, że mam go położyć na łóżku i sobie iść by odpoczął.
Nie posłuchałam jej, ponieważ on i tak spał. Usiadłam obok na krześle i
wpatrywałam się w jego przystojną twarz. Miałam ochotę go pocałować. Po paru
minutach ocucił się. Pani Promfay dała mu leki i powiedziała, że ma się
przespać. Mnie już na dobre przegoniła. Doszłam do PW mijając parę szczęśliwych
par. Też bym tak chciała. Westchnęłam. Za Grubą Damą na kanapie siedzieli James
i opowiadali innym Gryfonom o tym jak „Zmiażdżył tych Krukonów”. Rogaczowi na
kolanach siedziała jakaś wytapetowana lala. Uśmiechała się do mnie z
wyższością. Zachichotałam. Ona myślała, że mi zależy by się za mną uganiał.
Poszłam do swojego Dormitorium i zatopiłam się w ciekawej mugolskiej książce.
Niestety nie mogłam się spotkać z Williamem, ponieważ był w SS. Dorcas i
Ann pewnie teraz były w jakimś romantycznym miejscu ze swoimi chłopakami.
Czytałam aż zrobiło się ciemno. Spojrzałam na zegarek. Była już 19. Nagle do
Dormitorium wpadła zapłakana Dorcas. Natychmiast do niej podbiegłam.
***
[Zaraz po meczu,
oczami Dorcas]
Błądziłam wzrokiem po
uczniach poszukując Syriusza. Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Zabujałam się w
nim na amen. Zobaczyłam go rozmawiającego z jakimś Krukonem. Podeszłam i
spytałam, czy gdzieś dzisiaj idziemy. Trochę zdenerwowanym głosem powiedział, że
dzisiaj nie może. Coś było nie tak, a moja wrodzona ciekawość dawała sobie we
znaki. Postanowiłam na razie się tym nie przejmować. Nie mogłam jednak się
powstrzymać przed śledzeniem go. Trudno było, ponieważ zaczął chodzić jakimiś
skrótami. Zgubiłam go. Poszłam trochę do Hagrida. Trochę mi się tam zeszło.
Później zaczęłam się szwendać bez sensu po zamku. Nagle usłyszałam jakieś
rozmowy za rogiem. Już chciałam odejść by nikomu nie przeszkadzać, ale
rozpoznałam jeden głos. Syriusza. Podeszłam bliżej i zerknęłam na dziewczynę.
Była wysoką, blondynką z niebieskimi oczami. Była ładna, nawet bardzo. Zaczęłam
przysłuchiwać się rozmowie.
- Daj spokój. Widzę
jak na mnie patrzysz - Mówiła zalotnie.
- Mówię Ci, że
Dorcas...
- Daj spokój! - Ona
rzuciła się mu na szyję i pocałowała namiętnie w usta. On jej nie odepchną
tylko odwzajemnił pocałunek. Nie mogłam na to patrzeć. Łzy napłynęły mi do
oczu. Rzuciłam się do ucieczki. On usłyszał mnie, ale i tak biegłam przed
siebie zaślepiona łzami. Zdradził mnie. Jak mógł. Mogłam się tego po nim
spodziewać. Nie dogonił mnie, ponieważ miałam przewagę czasową. Wpadłam do
Dormitorium zapłakana i rzuciłam się na łóżko. Kochana Lilka od razu do mnie
podeszła i zamiast pytać co się stało po prostu mnie przytuliła. Kochałam ją za
to.
- On mnie
zdra-a-adził. - Wyjąkałam. Ona tylko mnie jeszcze mocnie przutuliła i zaczęła
głaskać po głowie. Nagle do Dormitorium wpadł Łapa. Lily powiedziała, że
zostawi nas samych. On rzucił się na kolana.
- Dorcas, to nie tak
jak myślisz!
- Nie chcę ciebie
słyszeć! Wynoś się stąd! Nie chcę ciebie znać!
- Posłuchaj mnie!
- Nie!
- Jeśli mnie
wysłuchasz i nie wybaczysz to dam ci spokój.
- Niech ci będzie.
- Ja z nią chodziłem
zanim byłem z tobą i dałem jej do zrozumienia, że z nią skończyłem. On do
mnie przyszła po tym meczu i nie dawała mi spokoju. Chciałem jej dać do
zrozumienia, że kocham ciebie. A później się na mnie rzuciła i pocałowała.
- Ale ty
odwzajemniłeś pocałunek! - Wytknęłam mu.
- Zrobiłem to
odruchowo!
- I co z tego!
- Przepraszam.
- Pokaże ci coś. Weź
tą szklankę.
- No mam i co?
- Teraz ją upuśc.
- No rozbiła się i
co?
- Teraz ją przeproś i
powiedź żeby się pozbierała. - Na to już nic nie miał. Po prostu posłał mi
smutne spojrzenie i wyszedł.
_____________________
Dorcas w moim wydaniu.
No i koniec rozdziału.
Podobał się? Napiszcie swoje opinie w komentarzach. Mam nadzieję, że tak. Poniżej macie jeszcze taki rysunek znaleziony w internecie.
Ala